Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zalała się łzami.
— Wiem co to znaczy — zawołała — szukasz pozoru do oddalenia się. Nie masz już dla mnie ani pobłażliwości ani miłości. Robisz wszystko co możesz dla rozdrażnienia mnie, ażebym się zapomniały żebym ci powiedziała jakie złe słowo i żebyś mogła się za obrażoną uważać. Dobrze! powiem ci to tylko: jesteś okrutną i ranisz mi serce. Jest to dzieło pana Pawła, on mnie nie zrozumiał, on jest moim nieprzyjacielem, on mnie przed tobą spotwarzył. Był zazdrosny o twoje uczucie, chciał je mieć tylko dla siebie samego. A więc zadowolnił się, bom straciła twoje przywiązanie. A kiedy tak, to posłuchaj mojego usprawiedliwienia i cofnij przekleństwo. Twój Paweł nie był dla mnie igraszką, chciałam na prawdę jego przyjaźni. Prosząc go o nią, czułam, że moje dla niego uczucie rozkwitło tak żywo, tak nagle, że może to była miłość!...
— Milcz, — zawołałam — kłamiesz, a to gorsze od wszystkiego!
— Odkądże to — odparła wstając z rodzajem majestatyczności — uważasz mię pani za zdolną do zniżenia się aż do kłamstwa? Chcesz pani wiedzieć Wszystko? Wiedz wszystko! kocham Pawła Gilbert i chcę pójść za niego.
— Na Boga! — zawołałam — co za myśl! Dosyć, moje biedne dziecko, nie bądź szaloną dla usprawiedliwienia się z błędu.
— A cóż jest w myśli mojéj tak dziwnego i tak szalonego? czyż nie jestem w wieku, w którym mo-