Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było go znaleźć, co wszystkich mocno strwożyło, pragnęli przekonać się o jego śmierci i przyłożyć się do niej. Wreszcie trzej pasterze samniccy odkryli go o piętnaście kroków od miejsca, w którem się wznosił przedtem namiot Mathona. Stary wódz został poznany po długiej brodzie i otoczony w tej chwili zbiegającym się tłumem.
Leżał na wznak z rękami przy bokach i ściśniętemi kołanami, jak umarły przeznaczony do pogrzebania. Przecież wyschłe piersi wznosiły się niekiedy słabym$ oddechem, a oczy szeroko otwarte w środku bladego oblicza patrzyły nieruchomo i okropnie.
Barbarzyńcy przyglądali mu się z zadziwieniem. Od czasu jak go wrzucono do rowu, zapomnieli o nim; niepokojeni starem wspomnieniem trzymali się zdaleka i nie śmieli podnieść ręki na niego. Lecz tłumy stojące dalej poczęły szemrać i cisnąć się bliżej; a jeden z barbarzyńców przebił się wśród ścisku, potrząsając ostrym sierpem. Wszyscy zrozumieli jego myśl i zaczerwienieni gniewem zawyli: „dobrze — dobrze.”
Człowiek ten, trzymajac zakrzywione żelazo, zbliżył się do Giskona, ujął jego głowę i oparłszy na swem kolanie upiłował spiesznie. Głowa spadła a dwa strumienie krwi rozlały się po piasku. Zarxas uchwycił ją natychmiast, lżejszy od lamparta poskoczył w stronę Kartagińczyków. Ubiegłszy dwie trzecie części drogi, podniósł w górę głowę Giskona, wywijął nią młynka, a nakoniec wymierzywszy silnym zamachem, rzucił ją poza oszańcowania punickie.
Wkrótce ukazały się na brzegu palisady dwa skrzyżowane sztandary, znak, że Kartagińczycy żądają wydania trupów. Lecz wtedy czterej heroldowie wystąpili z trąbami i mówiąc przez miedziane tuby głosili, że odtąd nie ma pomiędzy Kartagińczykami i barbarzyńcami układów, ani litości, ani bogów, że już najprzód