Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zał się nosić z miejsca na miejsce i powtarzał czytanie. Przez siedm godzin wciąż tak prawił wśród armii.
Przypomniał jurgieltnikom fałszywe obietnice Wielkiej Rady, Afrykanom okrucieństwa rządców, a wszystkim wogóle przywodził na pamięć niesprawiedliwości Kartaginy. Upewniał, że pobłażanie suffeta jest nowym podstępem, że poddających się wyprzedadzą potem jak niewolników, a zwyciężeni zginą w męczarniach. Niema również sposobu ucieczki, bo w którąż stronę się udać mogą? jakiż lud zechce ich przyjąć? Zatem ci tylko jedynie, którzy wytrwają, mogą mieć nadzieję otrzymania wolności, zdobycia skarbów i zemsty. Nie potrzebują nawet długo czekać, ponieważ mieszkańcy Tunisu i całej Libji spieszą im na pomoc. Tu pokazywał rozwinięty papyrus na dowód, że nie kłamie i wołał: „Patrzcie, czytajcie, oto są przyrzeczenia”.
Tymczasem na pobojowisku psy błądziły z zafarbowanemi krwią paszczami. Słońce piekło odkryte głowy; zabijający odór wionął od trupów źle pogrzebanych, które miejscami do połowy sterczały z ziemi. Spendius przyzywał je na świadectwo prawdy tego co mówił, a potem wygrażał pięścią w stronę Hamilkara. Matho, będąc zmuszony tolerować podłość Greka, rozbudzał sam w sobie gniew i oburzenie, a tamten przyzywał bogów, przeklinał Kartagińczyków i mówił, że męczarnie zadawane jeńcom było tylko dziecinną igraszką. Dla czego ich oszczędzać i włóczyć za sobą nieużyteczny ciężar? Powinniśmy raz z niemi skończyć, znamy ich plany, każdy z nich może nas zgubić. Nie masz więc litości! Śmierć im! Zwrócili się wszyscy do jeńców, między któremi wielu jeszcze od dychało, skończyli z niemi uderzając nogą w głowę, lub też dobijając ich ostrzem dzirytu.
Nakoniec wspomniano o Giskonie. Nie można