Przejdź do zawartości

Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bliżu? zwycięskiego okrzyku? tententu czwałujących koni? Gdzie jest Karol? hrabia, chciałem powiedzieć?
Służący. Nie wiem, panie.
Franciszek. Nie wiesz? Ty także do spisku...? Ja ci serce z piersi wydrzeć rozkażę z twojem przeklętem nie wiem. Precz — zawołaj mi proboszcza!
Służący. Co, łaskawy panie?
Franciszek. Mruczysz? Ociągasz się! Służący odchodzi. Cóżto, żebracy nawet przeciwko mnie sprzysiężeni? Ziemia, niebo — wszystko przeciw mnie sprzysiężone?
Daniel ze światłem. Łaskawy panie!
Franciszek. Nie! ja nie drżę wcale. To był sen pusty. Umarli nie powstają jeszcze. Kto mówi, że ja drżę i blednę! — Mnie tak lekko, tak dobrze!
Daniel. Pan jak trup blady — głos drżący i jękliwy.
Franciszek. Mam gorączkę. Powiedz tylko, jak proboszcz przyjdzie, że mam gorączkę.
Daniel. Może pan rozkaże kropli orzeźwiających na cukier napuścić?
Franciszek. Napuść na cukier. Proboszcz tak prędko nie przyjdzie. Mój głos drżący i jękliwy, przynieś kropel na cukrze!
Daniel. Niechże pan da klucze — pójdę na dół wziąść z szafki...