Przejdź do zawartości

Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
438
KOSMOPOLIS.

indywidualności w niej ukryte walczyły ze sobą. Najprzód była to dusza prawdziwego jej ojca, nieszczęśliwego i tragicznego Werekiewa, która ją popchnęła ku oknu otwartemu i zachęcała do śmierci. Potem była to dusza energiczna matki, która teraz popchnęła ją do śmiałego kroku, jaki wymyśliła dla wyjścia ze swego położenia inną drogą, niż przez śmierć i ten wpływ dziedziczności macierzyńskiej był tak przeważający w tej chwili, że Dorsenne, wchodząc do małego saloniku po raz pierwszy zauważył, że jest ona nadzwyczajnie podobną do pani Steno. Kto wie, gdyż w chwilach, w których stajemy na rozstajnych drogach naszych przeznaczeń, najdrobniejsze okoliczności wpływają na postanowienia naszej wahającej się woli. Kto wie, czy to podobieństwo, nagle się pojawiające, nie było przyczyną odpowiedzi, jaką dał młodej dziewczynie, gdy przemówiła nakoniec do niego z uroczystą powagą duszy zrozpaczonej?... Kto wie, czy mimowolne wspomnienie o złem prowadzeniu się kochanki Lincolna nie splamiło w jego oczach niewinnej i wzniosłej ufności, jaką w nim położyła ta śliczna istota?... Dziś myśl o tem dręczy go nieustannie, bo mogła ona stać się dlań zachwytem w dniach dojrzałości, kwiatem wytwornym i tkliwym, zaszczepionym na drzewie tak smutnie nagiem jego lat czterdziestu!... O! cóżby dał Julian za to, gdyby mógł znowu rozpocząć tę rozmowę, zrazu sentymentalnie szyderską, a po-