Przejdź do zawartości

Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
437
KOSMOPOLIS.

właśnie, gdy od przepaści dzieliło ją tylko ostatnie wstrząśnienie zwierzęce, które budzi się nawet w najbardziej zdecydowanych samobójcach. Czyż nawet szaleńcy nie wybierają sobie rodzaju samobójstwa? Przez jakiś czas stała nieruchoma dla odzyskania zmysłów. Wszystkie siły jej istoty ześrodkowały się w postanowieniu, które pokryło jej ujmującą twarzyczkę, przed chwilą powleczoną chmurą smutku, jeżeli nie pogodą, to przynajmniej wyrazem nadziei. Nie omyliła się sądząc, że młody człowiek do nich idzie. Bardzo często — wychowana według dziwacznych zasad matki — przyjmowała odwiedziny Juliana sam na sam, ale nigdy nie zabraniała nikogo przyjmować, jeżeli to zaś teraz uczyniła, to dlatego, że postanowiła z nim rozmówić się bardzo poważnie. Gdy jej doniesiono, że czeka na nią w małym saloniku, odpowiednio do jej poleceń, przez chwilę wahała się.
— Nie — rzekła nakoniec — to ratunek, jedyny ratunek. Chcę się przekonać, czy on mnie kocha naprawdę... A jeżeli mnie nie kocha?...
Znów spojrzała na okno, jak gdyby chciała się przekonać, czy w razie, gdyby ta rozmowa skończyła się nie według jej pragnień, sposób tragiczny i prosty, jakiego przed chwilą użyć chciała, istnieje ciągle i czy ją może oswobodzić od tego życia haniebnego, którego dłużej znosić niepodobna. W tej ostatniej godzinie, gdy cała jej istota wewnętrzna drżała gwałtownie, dwie