Strona:PL Arystofanes - Rycerze.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Paflagończyk.

       340. Przebóg! ja pęknę ze złości!

Kiełbaśnik.

Nie pozwolę —

Chór.

Dla Boga, dla Boga miłości,
Pozwól, pozwól, niech w milion części się rozskoczy!

Paflagończyk.

Zkąd ci kundlu ta śmiałość, mnie tak szczekać w oczy?[1]

Kiełbaśnik.

Bom mówca i wymową potrafię dosadzić!

Paflagończyk.

Widzisz mi mowcę? Jąwszy procesy prowadzić
Wnetbyś, jak z świńskich flaków nawarzył bigosu![2]
Wiesz? twój bzik adwokacki z głupców płynie losu —
Boś nim raz wygrał jakiś procesik parszywy[3],

  1. Worauf denn pochst du, dass du mir entgegen wagst zu schnalzen? Droysen.
  2. Zdanie to tak opiewa w dosłownem tłomaczeniu: „Schwyciwszy sprawę jakąś, któraby ci w ręce popadła, piękniebyś niedogotowaną porwał w kawałki i pomieszał bez ładu!” W słowach tych zawiera się alluzya do profesyi Kielbaśnika.
  3. διϰίδιον εἶπας εὖ ϰατὰ ξένου μετοίϰου: „wygrałeś procesik z cudzoziemcem jakimś”. Cudzoziemcy przebywający w Atenach pozostawali pod opieką rządu, a każdy z nich miał patrona (προστάτης), który go zastępował w obec prawa. Patron taki nie bardzo się pewnie troszczył o wygranę narzuconego mu