Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Powstrzymaj się, na Boga! zawołał przyjdziel, hamując go: „oddaj go lepiej mnie, jeżeli już do tego stopnia kłóje cię w oczy“. Początkowo ojciec upierał się, wreszcie zgodził się i wesołek, zabrał portret, nadzwyczaj zadowolony ze swego nabytku.
Po jego wyjściu ojciec mój odrazu poczuł uspokojenie. Jakby wraz z portretem zwalił się ciężar z jego duszy. Sam zdumiewał się nad swem złem uczuciem nad swoją zawiścią i wyraźną zmianą swego usposobienia. Rozważywszy swój czyn, zasmucił się w duszy i nie bez wewnętrznego żalu, powiedział: „Nie, to kara boska; obraz mój słusznie został potępiony. Był on podjęty w celu zgubienia brata. Demoniczne uczucie zazdrości kierowało mym pędzlem, a więc musiało się ono odbić w obrazie“. Natychmiast udał się na poszukiwanie swego byłego ucznia, uściskał go mocno, prosił go o przebaczanie i starał się jak mógł naprawić swą winę. Praca jego potoczyła się jak poprzednio spokojnie, ale zamyślenie coraz częściej zaczęło się zjawiać w jego twarzy. Więcej modlił się, częściej był milczący i nie wyrażał się tak ostro o ludziach; najsurowsza strona jego charakteru jakby zmiękła. Wkrótce pewna okoliczność wstrząsnęła nim jeszcze bardziej. Oddawna już nie spotykał się ze swym kolegą, który wziął portret. Wybierał się już do niego w odwiedziny, gdy nagle tamten nieoczekiwanie wszedł do pokoju. Po kilku słowach i pytaniach obustronnych, rzekł; „No, bracie, nie darmo chciałeś spalić por-