Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowiła. Gdy „zamówiciel“ trochę na bok odszedł, jej czarowne, a przy ogólnej bladości tem żywszym koralem odbijające usta rozsunęły się powoli i wypadło z nich w kształcie przymówki, czy zapytania kilka słów... ach! słów nieznośnych dla mnie, słów, które na różne sposoby przyprawiane, już ze dwadzieścia razy w ciągu tego wieczoru do uszu moich wrzucono:
— Więc pani tańczy?
Przyprawą osobistą Białej Róży było to „więc“ jedyne, z naciskiem trudnym do zrozumienia powiedziane. Skąd się wzięło na początku zdania? do jakiej ukrytej myśli spójnikiem być mogło? Sfinksowa zagadka! Wolno mi było wprawdzie poprostu jej objaśnienia żądać, lecz mię pusta chęć odwetu ogarnęła i pamiętna lakonizmu dwóch pierwej uzyskanych odpowiedzi, krótko przycięłam także:
— Och! tańczę — wykrzyknik „och“ miał nawzajem Białej Róży trudną do rozwiązania przedstawić wątpliwość — czy znalazł chwalbę drobnej próżnostki? czy radość młodocianą? czy ironję wyższości? — Biała Róża nie odgadła i znowu się spytała:
— Więc pani lubi tańczyć?
„No — pomyślałam sobie — „więc“ jest tylko jej przysłowiem, zastępującem nasze pospolite „czy“. Niepotrzebnie łamałam sobie głowę, do jakiejby je zatajonej części zdania przystosować — nacisk wprawdzie jeszcze wyraźniejszy tą razą, lecz i nacisk może z przyzwyczajenia także“. Biała Róża sielanką kwitnie — sielankowo zaspokoiłam jej ciekawość.
— Bardzo lubię tańczyć.
— Szkoda!...
A to proszę, Biała Róża ma kolce — ej ostrożnie, ostrożnie!