Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanąć w jego obronie. Wreszcie — jeżeli już hrabia posiadał taki osobliwszy talent imponowania każdemu samą postawą swoją i ułożeniem, że nikt nie miał odwagi przeciwko niemu słowem, ni ruchem wystąpić, to gdybyż przynajmniej byli małoduszni podwładni razem ze swoim naczelnikiem bal opuścili, zostawili hrabiego bez świty, w rzęsiście oświetlonych jego salonach! Ale gdzieżtam! Wszyscy pozostali na miejscu, winszując mu szczęśliwego powrotu do domu, spijając jego wina i tańcując w takt jego piosenek!
Jak się na nich zemścić?
Ciskał się, rzucał w zamyśleniu, nakoniec zerwał się i wielkiemi krokami tam i napowrót przemierzać zaczął pokój.
Rozdrażnienie jego potęgowała jeszcze jedna okoliczność, napozór niby małoznaczna, w praktyce jednak istotnie dokuczliwa. Włożył on mianowicie na dzisiejszą uroczystość zupełnie nowe lakierki, które go niemiłosiernie w odciski urażały. Zadzwonił na kelnera, kazał sobie przynieść wygodne pantofle, a lakierki zdjął i oddał służącemu, z poleceniem, ażeby je oczyścił na jutro.
W pantoflach przynajmniej lżej mu było spacerować po numerze.
Znów rozpoczął swoje rozmyślanie od punktu, na którym je przerwał. Na kim wywrzeć zemstę, i w jaki sposób?
Bo czuł, że zemsta potrzebna mu jest do zdrowia.
W jego to pomysłowej mózgownicy zrodził się praktyczny pomysł, ażeby żandarmom dawać pewne wynagrodzenia za każdego pochwyconego delinkwenta; wysokość tego wynagrodzenia ustosunkowana była do rodzaju kary, do jakiej kwalifikował się podsądny. Za