Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szem. Listy owe, z karygodną treścią, przypisywane tak gwałtownie mojej skromnej osobie, okazały się rękopisem jednego z moich podwładnych, wydalonego niedawno ze służby za oszustwo, na jakiem nieborak nierozważnie pozwolił się przyłapać. Udało mu się istotnie utrzymać charakter pisma, podobny do mojego, ale też ćwiczył się dosyć długo w tej sztuce, jak to właśnie zeznał przed sądem.
Aranka przypomniała sobie, co Paolo rzekł na to wówczas, gdy ona starała się go zastraszyć wiadomością o przestępstwie Zoltana. Taki oto prosty Cygan i zkąd on miał w sobie tę delikatność uczuć, tę intuicyę trafną, która mu pozwalała jaśniej o rzeczach sądzić, niż inni?
— Więc przekonawszy się, że ja zeznawałem prawdę, a inni kłamali, przeproszono mnie pięknie za dziesięciomiesięczne przetrzymanie pod kluczem, ja zaś podziękowałem za dziesięciomiesięczne utrzymanie na koszcie rządu i rozstaliśmy się we wzruszającej zgodzie. Istotnie, będąc tam, czułem przynajmniej, że czemś jestem. A teraz oto zdjąłem koturny, w których mi było tak ładnie, wróciłem do domu i znów jestem „święte nic”.
— Ach, doprawdy, hrabio, nigdy nie uwierzysz, z jak wielkim niepokojem myśleliśmy ciągle o tobie — mówiła Aranka pod naciskiem potrzeby odzyskawszy naprędce swoją rutynę sceniczną.
— Zauważyłem to, kochana bratowo, w delikatnych ulgach, udogodnieniach, jakie w mojem położeniu były możliwe, względności osób, których opiece byłem powierzony, wyraźnie odczuwałem dobroczynne ślady twojego wpływu. Nadewszystko jednakże wdzięczny ci jestem za to, że podczas mojej nieobecności raczyłaś wyręczać moją nieszczęśliwą, w żalu pogrążoną matkę w sprawowaniu obowiązków pani domu.
Z każdego słowa Zoltana tryskała zabójcza ironia.