Przejdź do zawartości

Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z tem w związku będących; postarał się bowiem Prusinowski o licznych korespondentów z Galicyi, Królestwa i zabranego kraju; lecz niebawem przyszło do polemiki między „Tygodnikiem“ a niektóremi z pism naszych politycznych barwy liberalnéj, mianowicie „Dziennikiem Poznańskim“. Sprowadziła ją, ile pamiętam, sprawa włoska; gdy po jednéj stronie występowano z zapałem w obronie praw papieża i nietykalności jego państwa, wychodząc z téj zasady, iż interes Polski łączy się bezwarunkowo z interesem kościoła; po drugiéj zaś brała górę myśl narodowości i politycznego zjednoczenia na jéj korzyść całego półwyspu włoskiego. Zaostrzyła się mocno polemika, gdy sześćdziesiątego pierwszego roku wybuchły owe manifestacye w Warszawie, a „Tygodnik“ nie pochwalał wszystkiego co się tam działo, objawów kosmopolityzmu religijnego, używania obrządków i śpiewów kościelnych jako środków agitacyjnych, całowania się księży z rabinami, wymagając, żeby duchowieństwo, wśród ogólnego zamętu, zachowało niezawisłość od wszelkich postronnych wpływów, żeby nie przekraczało granic swego powołania i wyraźnych przepisów kościoła. Kto pamięta, jak wielkie, wobec owych wypadków warszawskich, u nas i gdzie tylko brzmi język polski, było, że tak powiem, oszołomonienie patryotyczne, ten rozumi, że rozpisywanie się „Tygodnika“ w powyżéj naznaczonym duchu musiało podraźnić umysły, osobliwie w kołach, gdzie idea narodowości i niepodległości odsuwa wszelkie inne względy, a cóż dopiero, gdy ukazał się z początkiem sześćdziesiątego pierwszego roku, w nim pamiętny ów List otwarty ojca Hieronima Kajsiewicza do braci księży grzesznie spiskujących! Wywołał on straszną burzę w całem społeczeństwie naszem, duchowieństwa nie wyjmując, przeciw „Tygodnikowi“ i jego wspólnikom, zwłaszcza iż,