Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziłem, stały po téj stronie Grobli tu i owdzie małe domki, z których kilka się jeszcze dochowało, a prócz nich zwyczajne płoty odgradzały od ulicy kilkanaście mniejszych i większych placów, ciągnących się z tyłu aż do rzeki. Otóż, panie Ludwiku, kiedy węgle kamienne i koksy były rzeczą nieznaną, a we wszystkich piecach i kuchniach miasta drzewem palono, służyły owe place za składy drzewa. Przypominam sobie na nich tysiące sążni w długich rzędach stojące, kupy kłód i belek leżące wzdłuż brzegu, i prawie wszyscy zamożni kupcy, po większéj części Niemcy, którzy tym niezbędnym towarem handlowali, mieli tutaj swoje kantory. To też, quondam temporibus, legion rębaczy z siekierkami na ramieniu, lub piłami mającemi kształt wielkich łuków, zajmował ów róg Garbar i czychał na wozy naładowane drzewem, jadące z Grobli do miasta. Ci rębacze wykonywali rzemiosło swoje przed domami, na bruku ulicznym; zazwyczaj cała familia zajęta była robotą; małżeństwo piłowało wspólnie, ciągnąc instrument z jednéj i drugiéj strony, potem ojciec rąbał, matka zbierała i układała porąbane kawałki, a dzieci wnosiły je oburącz do drewników. Od półwieku prawie ustał ten przemysł publiczny, który nieraz sprawiał nieporządki i kłótnie. Dla nas gimnazyastów były owe place z drzewem pożądanem miejscem zabawy. Latem schodziliśmy się tam często, aby grać w ekstrę, prycza lub palanta, które to bardzo pożyteczne gry w piłkę poszły bodajnie całkiem w zapomnienie u dorastającéj młodzieży naszéj.
Po drugiéj stronie Grobli jest mi jeden tylko dom pamiętny, otóż ten, w którym się mieści prowincyalny zakład położniczy. Gdy byłem jeszcze małym chłopcem, zaprowadził mnie tu kilka razy mój ojciec do doktora Fretera, ku największéj mojéj radości, bo doktor