Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

postanowiła Fela. — To jest jedyne odpowiednie miejsce dla takiego świętego obrazka.
— Ach, ciekawa jestem, jak on wygląda — westchnęła Celinka.
Wszyscy byliśmy ciekawi. Nazajutrz w szkole zaakceptowaliśmy warunki Jerzyka Cowana, Jerzyk zaś obiecał przynieść nam obrazek do domu wuja Aleca następnego popołudnia.
W sobotę od rana byliśmy wszyscy strasznie podnieceni. Największe mieliśmy zmartwienie, że deszcz zaczął padać właśnie przed obiadem.
— Co będzie, jeżeli z powodu deszczu Jerzyk nie przyjdzie? — zapytałem ze smutkiem.
— Bądź spokojny — odparła Fela stanowczo. — Jerzyk Cowan dla pięćdziesięciu centów nie takie przeszkody pokona.
Po obiedzie, nie porozumiewając się z sobą, wszyscy umyliśmy twarze i przyczesaliśmy włosy. Dziewczęta ubrały się w odświętne sukienki, a my, chłopcy włożyliśmy czyste kołnierzyki. Byliśmy pod wrażeniem, że z odpowiedniemi honorami należy powitać ów święty Obrazek. Fela i Dan zaczęli się nawet o coś sprzeczać, lecz umilkli natychmiast gdy Celinka zawołała surowo:
— Jak możecie kłócić się, gdy macie jeszcze dzisiaj zobaczyć wizerunek Pana Boga?
Ze względu na deszcz nie wyszliśmy do sadu, gdzie miała być załatwiona tranzakcja z Jerzykiem. Nie chcieliśmy załatwiać tej sprawy w obecności dorosłych, to też przenieśliśmy się do altany otoczonej wysokiemi jodłami, z której widać było dokładnie gościniec i mogliśmy z łatwością kiwnąć na Jerzyka. Sara Ray przyszła do nas również, bardzo blada i zdenerwowana, gdyż sprzeciwiła się woli matki i mimo deszczu wyszła z domu.