Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ VII.

Zezwał Sobek chłopów ze Skalnego Podhala. Z pod Osobitej od Orawie pod Murań do Zaru rozlecieli się jego wysłańcy po wsiach podtatrzańskich...
Zeszło się przeszło trzystu zbrojnych chłopów przed chałupą Topora Jasicy do Hrubego. Stanęli gromadą, w kosy, łuki, maczugi, ciupagi, często w rusznice i pistolety zbrojni. Było wielu starych, byli chłopcy nieletni, bo młódź parobska w polu przy królu była.
Wyprostował się stary Topór Jasica, że się o głowę wyższy, niż zwykle zdał i zieloną, gałęzią smrekową, krzyż nad wojownikami w powietrzu uczyniwszy, silnym wyrzekł głosem:
— Bogu Przenajświętszemu was oddaję, Panu Jezusowi i Matce Boskiej Ludzimirskiej! Niech was prowadzi.
— Jezus i Maryja z nami! — krzyknęli chłopi.
— Boże prowadź!
Wyszedł Sobek na czoło, a Marduła obok niego, z wielkiego męstwa wyrzucający młyńcem w powietrze zberczącą obrączkami ciupagę. Chciał Sobek Janosika Nędzę Litmanowskiego pozwać ku sobie, aby się z nim spotkał i posłał doń Krzysia z Mardułą na Nędzów Gronik. W ciepłe piękne południe tam zaszli.
— Widzisz, widzisz, jak leży! — ukazywał Krzyś Mardule Janosika Nędzę, wyciągniętego pod jaworem do słońca. Z podziwem nań popatrzeli, choć go dobrze znali,