Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dliśmy na wielbłądy i ruszyliśmy w drogę.
Zaraz na jej początku natknęliśmy się na przeszkodę. Ponieważ przez parów nawet w dzień trudno się było na wielbłądach przedostać, musieliśmy go więc okrążyć, poczem zwróciliśmy się w kierunku północno-wschodnim.
Nie chcąc bardzo wysilać mojego wielbłąda, zwłaszcza, że w przyszłości czekały go trudne może zadania, dosiadłem innego. Droga była w nocy bardzo uciążliwa, a wiodła między wzgórzami, biegnącemi ku Dżebel Szigr. Na równinę wydostaliśmy się dopiero o świcie i odtąd już znacznie raźniej posuwaliśmy się naprzód. W południe mieliśmy już trzy czwarte drogi za sobą, a około czwartej godziny po południu ujrzeliśmy niskie wzgórza, ciągnące się z północnego zachodu na południowy wschód, poza któremi, według opowiadania starego onbasziego, miało się znajdować Wadi el Berd. W istocie pokazało się, że miał słuszność, i że był dobrym przewodnikiem.

40