Przejdź do zawartości

Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jących polan sośniny na staroświeckim kominku zaliczał do najmilszych chwil ostatnich swoich przeżyć.
Wilja w ciasnem kółku rodzinnem zakończyła się wcześnie, gdyż usiedli do stołu z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na bezchmurnem niebie.
Jadzia zaproponowała, aby Anatol wybrał się z nimi w sąsiedztwo po wilji, gdzie będą mu bardzo radzi; znajdzie tam gospodarstwo dobrych dawnych znajomych i duże zebranie gości. Stefanowski, zjechawszy na stałe do Warszawy, zerwał całkowicie z dawnymi znajomymi i odwykł od tego rodzaju towarzystw, nie dziw więc, że wahał się z powzięciem decyzji i większą ochotę miał zostać ze staruszkiem rezydentem, aby z nim zagrać w rumel-pikietę, lub garibaldkę. Ale siostra i szwagier powsiedli na niego, że nie wypada się tak opuszczać w obowiązkach towarzyskich, że państwo Kręscy będą im robili wymówki, że go w domu zostawili (często się o niego dopytują; i jak to wygląda: siostra nie wie, co się z bratem dzieje od paru lat), że wreszcie, jest wstrętnym tetrykiem i nic dziwnego, że wobec tego przekłada towarzystwo starego rezydenta. Nie było rady, przebrał się w wizytowy strój i pojechali.
Sanna była wyborna.