Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w którym od czasu do czasu wzbierała desperacka uczciwość, wspominając o swoich przodkach, mawiał:
— Drobni ziemianie, najpewniej mizerne szaraki.
Powtarzał jednak wyraz „ziemianie“, jakgdyby znajdował w tem określeniu pewną pociechę.
Wszystkim Forsytom powiodło się tak świetnie, że wszyscy, jak to się mówi, byli ludźmi na stanowiskach. Mieli udziały w rozmaitych przedsiębiorstwach, i, jak dotychczas — z wyjątkiem Tymoteusza — nie lokowali kapitałów w rencie państwowej, bowiem niczego w życiu nie obawiali się bardziej, aniżeli wyciągania tylko trzech procent ze swoich pieniędzy. Kolekcjonowali też obrazy i podtrzymywali takie instytucje dobroczynne, które mogły przynosić pożytek ich domownikom na wypadek starości czy choroby. Po ojcu, majstrze murarskim, odziedziczyli skłonność do cegły i wapna. W zaczątkach swoich najprawdopodobniej członkowie jednej z pierwotnych sekt, stali się teraz naturalnym biegiem rzeczy wyznawcami Kościoła Anglikańskiego i wymagali od żon swoich i dzieci możliwie regularnego uczęszczania do najwytworniejszych świątyń stolicy. Gdyby ktoś poważył się podać w wątpliwość ich chrystjanizm, zadziwiłby ich i dotknął boleśnie. Niektórzy z nich opłacali własne ławki w kościele, dając w ten sposób najpraktyczniejszy wyraz swojemu sympatyzowaniu z nauką Chrystusa.
Ich rezydencje, umieszczone w określonych odległościach dokoła parku, stały jakgdyby na czatach, wypatrując czujnie, czy aby nie wymyka im się ze szpon samo owo serce Londynu, do którego parły ich najtajniejsze żądze i czy nie obniża się tem samem ich wartość we własnem ich pojęciu.
I tak: stary Jolyon mieszkał w Stanhope Place; Jamesowie w Park Lane; Swithin w samotnych wspaniałościach pomarańczowych i błękitnych komnat w okolicy Hyde Parku — pozostawał w stanie bezżennym, ani mu na