Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ PIĄTY.
1.

A tymczasem tego samego popołudnia, o tej samej godzinie Noel siedziała nad brzegiem rzeki, splótłszy ciasno ramiona na piersiach, a obok niej Cyryl Morland z rozpaczą w oczach miął w ręce telegram: „Zgłosić się dziś wieczór. Pułk wyrusza jutro“.
I cóż za pociecha, że przez ostatnie dwa lata miljony takich telegramów czytano ze ściśniętem sercem! Cóż za ukojenie, że co dzień mgła smutku przesłania słońce setkom par; że cała radość życia wsiąka w piach rozpaczy!
— Ile mamy czasu, Cyrylu?
— Zamówiłem sobie wóz w gospodzie; wystarczy, jeżeli wyjadę o północy. Spakowałem się już, żeby mieć więcej czasu.
— Spędźmy go więc razem. Chodźmy gdzieś. Mam trochę czekolady.
Morland odpowiedział zgnębionym głosem:
— Mogę posłać wóz po moje rzeczy i kazać mu czekać na mnie przy gospodzie, jeżeli chcesz później wszystkich pożegnać w mojem imieniu. Możemy iść wzdłuż toru, w ten sposób nie spotkamy nikogo.
I poszli w jasnem słońcu, trzymając się za ręce. Po-