Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

reszty równowagę, ogarnie go odrazu nicość, że przeraźliwe uczucie spadania w otchłań zostanie mu zaoszczędzone. A więc tak się rzeczy miały z tymi biednymi chłopakami, których widział umierających w przeciągu ostatnich dwu lat! Na szczęście na samym końcu nie było się dość żywym, żeby sobie zdawać sprawę ze wszystkiego, od czego się odchodzi, nie było się dość żywym, by cierpieć. Gdyby był w stanie uświadomić sobie obecność swej młodej żony, uświadomić sobie, że patrzy w jej rysy, dotyka jej po raz ostatni — przechodziłby piekielne męki; gdyby był dość przytomny, by wiedzieć, że słońce świeci, by słyszeć odgłosy życia z otaczającego go świata, by wyczuć miękkość łóżka na którem leżał — cierpiałby wprost straszliwie na myśl, że musi to wszystko stracić! Życie było czemś zbyt wspaniałem, by się dać z niego wyrwać w pełni sił przez nieszczęsną pomyłkę natury, przez nieszczęsną podłość ludzką — gdyż przyczyną jego śmierci, tak samo, jak miljonów innych przedwczesnych zgonów byłaby jedynie głupota i brutalność ludzka! Mógł się już teraz uśmiechać do pochylonej nad nim twarzyczki Gracji, ale ostatnie doświadczenie dolało oliwy do ognia, który zawsze tlił się w jego duszy lekarza — ognia gniewu na ludzi, tego nawpół wyemancypowanego, małpiego plemienia. No, teraz będzie miał przynajmniej kilka dni wypoczynku od tego karnawału śmierci! Leżał i upajał swe powracające do życia zmysły widokiem żony. Pięknie jej było w stroju pielęgniarki. Doświadczonem okiem ocenił, że była dobrą siłą — stanowczą i spokojną.
Jerzy Laird miał lat trzydzieści. Z początkiem wojny praktykował w EastEnd i zgłosił się natychmiast do służby w wojsku. Przez pierwsze dziewięć miesięcy był tam. gdzie śmierć najbardziej szalała. Powrócił do domu nietyle dzięki uprzejmości przełożonych, ile z po-