Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale nie miała żadnej nadziei. Zacisnęła pięści i zagroziła niemi nocy, tak, jakby była twarzą Losu, — nieosiągalną i bezwzględną twarzą nieuniknionego Losu, uśmiechniętą pogardliwie, pozbawioną wszelkiego ludzkiego uczucia. Nic na świecie nie przesunie wtył wskazówek zegara i nie da jej tego, co powiedziała ta dziewczyna. Czas „dał sobie z nią radę“, tak, jak „daje rady“ każdej kobiecie, jednej po drugiej. Widziała siebie starzejącą się z każdym rokiem, używającą z każdym rokiem trochę więcej pudru i szminki, farbującą trochę więcej włosy, aż wszystko zamieni się w sztukę; starająca się utrzymać na powierzchni zapomocą tysiąca małych zabiegów — i na co to wszystko? By widzieć, że twarz jego staje się coraz bardziej chłodna, by słyszeć w jego głosie coraz wyraźniej wymuszoną łagodność; by wiedzieć, że w głębi jego serca rośnie corazto silniejsza niechęć do niej i coraz częściej powraca myśl: — Stoisz między mną, a miłością! — by w końcu pewnego wieczoru stracić panowanie nad nerwami i powiedzieć albo zrobić coś okropnego, i wiedzieć, że teraz Jimmy już nigdy nie przyjdzie? — Nie, Jimmy, — pomyślała, — znajdź ją sobie i zostań z nią. Niewart jesteś całej tej udręki. — Zaciągnęła firanki, jakby zamykała tym gestem dostęp czyhającemu na nią losowi, zaświeciła światło i zasiadła do biurka. Przez kilka chwil trwała w bezruchu, z brodą wspartą na rękach; ciemny jedwab opadł z jej ramion. Małe lusterko, oprawne w dziwacznie rzeźbioną kość słoniową, zakupione przed dwudziestu pięciu laty w jakimś indyjskim bazarze, wisiało naprzeciw niej, na tej samej wysokości, co jej twarz. Ujrzała w niem swe odbicie. — Nie jestem brzydka, — pomyślała z pasją. — Z pewnością nie. Wyglądam jeszcze wcale nieźle. Gdyby się tylko ta dziewczyna nie była nawinęła! A wszystko moja wina. Och, czemuż napisałam do oby-