Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

durzę belgijskiego żołnierza. Oparł łokcie o kolana, a twarz okoloną brodą na zwiniętych w pięści dłoniach. Obok na kanapie siedziała mała dziewczynka z lalką w ramionach. Gdy Noel weszła, podniosła głowę; miała bardzo oryginalną, pociągającą, bladą twarzyczkę, ostry podbródek i wielkie oczy, które nie odwracały się ani na chwilę od zjawiska w szarych królikach.
— A, Barra! Ty tutaj! — rzekł malarz. — Mademoiselle, to jest Monsieur Barra, nasz przyjaciel z frontu; a to córeczka naszej gospodyni. Też mała uciekinierka, prawda, Chica?
W odpowiedzi twarzyczka dziecka rozjaśniła się nagłym, promiennym uśmiechem, potem znowu spoważniała; Chica podjęła nanowo badawczą obserwację gościa. Żołnierz, który wstał ociężale z kanapy, podał Noel ze smutnym, gardłowym chichotem niezgrabną rękę.
— Proszę, niech pani siada, mademoiselle — rzekł Lavendie, przysuwając jej krzesło. — Poproszę moją żonę — i wyszedł przez podwójne drzwi.
Noel usiadła. Żołnierz wrócił do poprzedniej pozycji, dziewczynka huśtała znów lalkę, choć oczy jej śledziły wciąż jeszcze gościa. Noel czuła się tak zakłopotana, że nie próbowała wcale zacząć rozmowy. Po chwili malarz i jego żona weszli do pokoju przez owe podwójne drzwi. Była to szczupła kobieta, otulona w czerwony szlafrok; twarz miała zapadłą, wystające kości policzkowe i głodne oczy; ciemne jej włosy wisiały rozpuszczone w nieładzie, jedną ręką bawiła się nerwowo fałdą sukni. Ujęła dłoń Noel; wzniesione ku dziewczynie oczy zdawały się przeszywać ją nawskroś, potem oderwały się od niej nagle i zaczęły niespokojnie wędrować po pokoju.
— Jak się pani ma? — zapytała po angielsku. — A więc Pierre przyprowadził panią znowu do mnie, by mnie pani odwiedziła? Pamiętam panią tak dobrze. Nie