Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siedzącą w zachwyceniu na rozjuszonym, białym byku, który ją unosi poprzez płytki potok. Na brzegu zebrały się wszystkie jej białe towarzyszki, odwracając nawpół skwaszone, nawpół zazdrosne twarze od tego okropnego widowiska, podczas gdy jedna z nich próbuje w ostatecznej rozpaczy wsiąść okrakiem na leżącą w trawie krowę, by udać się w pogoń za przyjaciółką. Ktoś kiedyś znalazł podobieństwo między twarzą dziewczyny, siedzącej na byku, a twarzą Noel. Myślała teraz o tym obrazie i widziała swe koleżanki szkolne — gromadkę przerażonych i zdziwionych dziewcząt. Przypuśćmy, że jedna z nich znalazłaby się w jej położeniu! — Czy i ja odwróciłabym się od niej, jak reszta? Nie, nie zrobiłabym tego — pomyślała. — Umiałabym zrozumieć. — Wiedziała jednak, że kładzie nieszczery nacisk na tę myśl. Czuła podświadomie, że malarz miał rację. Ktoś, kto czynił inaczej, niż inni, był zgubiony.
Opowiedziała ojcu o spotkaniu, dodając:
— Przypuszczam, że on przyjdzie, tatusiu.
Pierson odparł, rozmarzony:
— Biedny człowiek, będę się cieszył, jeżeli będę miał sposobność go poznać.
— I będziesz mu pozował, prawda?
— Moja droga — ja?
— Jest samotny, wiesz, i ludzie nie odnoszą się ładnie do niego. Czy to nie okropne, że ludzie dokuczają innym. tylko dlatego, że są cudzoziemcami lub postępują inaczej, niż ogół?
Widziała, jak otworzył oczy szeroko w łagodnem zdziwieniu.
— Wiem, tatusiu, ty naturalnie myślisz, że ludzie są litościwi, ale tak nie jest.
— To, co mówisz, nie jest też zbyt litościwe, Nolli.
— Sam wiesz, że nie są. Często myślę, że grzeszyć znaczy poprostu postępować inaczej, niż ogół. Nie moż-