Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kazałoby bezstronnemu, niepoinformowanemu świadkowi myśleć, że panienka wyjeżdżała nie na trzy dni, jak w istocie było, lecz na trzy miesiące. Wysiadła wraz ze swemi pocztyljonkami, zaś Marcin zebrał lejce.
— No, siadajcie, panienki! Wszystkie, które chcą się przejechać do stajni! — zabrzmiało jego uprzejme zaproszenie.
Natychmiast karawan zalany został przez pasażerów. Dziewczęta tłoczyły się wewnątrz — dwa razy więcej, niż karawan mógł pomieścić — roiło się od nich na koźle i na stopniach, a dwie, umiejące jeździć konno, znalazły się na grzbietach końskich.
— Cóż to za przygoda? — jednym tchem pytała Ludka z Zuzią, gdy kawalkada się oddaliła.
Inka skinęła ręką w stronę walizy z sukniami.
— Oto ona. Zanieście ją na górę. Przyjdę do was, jak tylko zgłoszę swój przyjazd.
— Ależ to nie twoja walizka.
Inka potrząsnęła głową tajemniczo.
— I gdybyście tysiąc lat zgadywały, nie zgadłybyście do kogo ona należy.
— Do kogo?
— Wygląda na męską — rzekła Ludka.
Inka roześmiała się.