Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cztery burzliwe, wesołe, beztroskie lata był im tak miłem schronieniem. Ta długo oczekiwaną „dojrzałość“ wydawała się im teraz jałową. Chciałyby teraz wyciągnąć ręce i złapać dzieciństwo, którem tak lekkomyślnie szafowały.
— O, to straszne! — westchnęła nagle Ludka z jękiem. — Ja chcę zostać młodą!
Niezbyt towarzysko w tej chwili usposobione, odmówiły współudziału w zabawie w „zbójów i żandarmów“, i ominąwszy chór, śpiewający na stopniach hali gimnastycznej — śpiewano „Na cygańskim szlaku“ — wyszły „pergolą“ na murawę, usianą opadłem kwieciem jabłoni. Na końcu ogrodu niespodziewanie natknęły się na samotnie przechadzającą się parę i na jej widok stanęły jak wryte z krótkim okrzykiem niedowierzania.
— To Jelly! — szepnęła Ludka.
— I pan Gilroy! — dodała Inka.
— Mamy zmykać? — zapytała Ludka z udaną trwogą.
— Nie — odpowiedziała Inka. — Udajmy, że ich nie widzimy.
Zbliżały się z wzrokiem dyskretnie wbitym w ziemię, ale Miss Jellings powitała je radośnie,