Przejdź do zawartości

Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wtył w jakimś niby ataku histerji, zatykając sobie usta rogiem prześcieradła, aby się nie roześmiać głośno, włamywacz dzwonił zębami.
— Boże! — westchnął. — Pani może się to wydawać śmieszne, ale dla mnie znaczyłoby to karę więzienia.
Inka przestała się śmiać i spojrzała na niego z obrzydzeniem.
— Dla mnie to byłoby wyrzucenie ze szkoły, a co najmniej coś strasznie nieprzyjemnego. Ale to nie racja, żeby zaraz trząść się ze strachu. Ładny z pana włamywacz! Głowa do góry i trzymaj się pan dzielnie.
Zmarszczył brwi i znowu starł palcami kawałek ubitej śmietany.
— Pan musi być okropnym amatorem włamywania się do domów podobnych do tego — mówiła pogardliwie. — Czyż pan nie wie, że tu srebro jest platerowane?
— Nic o tem nie wiedziałem — odpowiedział posępnie. — Widziałem tylko, że okno nad dachem szopy jest otwarte i wlazłem przez nie. Byłem głodny i myślałem, że znajdę coś do zjedzenia. Od wczoraj rana nic w ustach nie miałem.
Inka sięgnęła ręką na podłogę.
— Masz pan trochę placka.