Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aktualnych, o których czerpano wiadomości z gazet porannych. Nikt w Zakładzie św. Urszuli nie miał dużo czasu na czytanie dzienników, nic tedy dziwnego, że nawet w „angielską sobotę“ konwersacja toczyła się leniwo. Szkoła wynagradzała sobie to w niedzielę. Tego dnia, jako w dzień świąteczny, wolno było mówić, o czem się tylko chciało. To też najgłośniejsze skrzeczenie sześćdziesięciu czterech srok byłoby milczeniem w porównaniu z jadalnią Zakładu św. Urszuli w niedzielę.
Cztery dni poprzedzające święta Bożego Narodzenia przeleciały z niespodziewaną szybkością. Pierwszego dnia była wielka zawierucha śnieżna, po której nastąpiły trzy dni cudownie słoneczne. Marcin wyciągnął z szopy saneczki bobslayowe i dziewczęta używały na nich do sytości i jeździły do lasu po barwinek. Miały też do załatwienia wiele interesów w mieście, a już samo to, że im nauczycielki nie deptały po piętach, było zabawne i przyjemne.
Inka znalazła w obu koleżankach narzuconych przez zbieg okoliczności bardzo miłe towarzyszki. Ślizgały się razem, jeździły na saneczkach i obrzucały śnieżkami, a ku wielkiemu zdumieniu Inki