Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kolana jego siały się mokre wskutek zetknięcia z masą zbutwiałych liści. Zatrzymał się wreszcie i wytężył słuch. Czujne ucho nie schwytało żadnego odgłosu. Nic, prócz dalekich poświstów wichru i szelestu kropel rosy, opadającej miarowo z gałęzi. Zachowując więc wszelkie środki ostrożności, powstał i zawrócił z powrotem. Znalazłszy mur wdrapał się nań i cicho zeskoczył znowu na drogę.
Odszukał swój rower ukryty wśród krzaków i postawiwszy nogę na pedale już miał zamiar wskoczyć na siodełko, gdy nagle usłyszał odgłos skoku czyjegoś ciała, które lekko i sprawnie przesadziło mur. Nie wahał się dłużej. Uciekł ściskając kurczowo w rękach kierownicę prowadzonego roweru.
Wreszcie skoczył na siodełko, złapał stopami pedały i pomknął szybko. Przez jakiś czas słyszał za sobą dudnienie nóg, biegnących rączo po piaszczystej drodze. Rozwinął jeszcze większą szybkość i odgłos zamarł w oddali.
Wybrał jednak kierunek niepomyślny. Pojechał w pośpiechu w stronę przeciwną. Oddalał się przeto od miasta i coraz dalej zagłębiał w górzystą miejscowość, Wiedział dobrze, że szosa nie miała przecznic. Jedyna droga wstecz doprowadziłaby go znów do spotkania twarzą w twarz ze strachem. Nie czuł się dość silnym aby znieść to po raz drugi. Po upływie pół godziny zauważył, że droga staje się coraz więcej stromą i zeskoczył z roweru. Zachowując jaknajwiększą ostrożność postawił maszynę tuż przy drodze, poczem przedostał się przez płot na jakąś