Strona:Iliada3.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dwunaste słońce, nocne rozpędza pomroki,        413
Jak leżą przy namiocie nieuczczone zwłoki:
Jednak ani robactwo dotąd ich nie iadło,
Ani żadne skażenie na członki nie padło.
Skoro światu Jutrzenka twarzy swéy udziela,
Włóczy go koło grobu swego przyiaciela,
Ale ciału nie szkodzi. Zdziwisz się, iak świeży,
Jak piękny, bez żadnego oszpecenia, leży.
Wszystkie rany zamknięte, z krwi cały obmyty,
Wielą bowiem razami twóy syn był przebity.
W szczególnéy on zostaie u bogów obronie,
Kochali go za życia, kochaią po zgonie.„
Rzekł: a starzec z radosném czuciem odpowiada:
„Dobrze czyni, kto bogom winne dary składa.
Nigdy móy syn, (ach! smutna wzięła go potrzeba!)
Nie zapomniał w swym domu o mieszkańcach nieba.
Oni, na łonie śmierci, względni nań wzaiemnie.
Lecz proszę, chciey tę piękną czarę wziąć odemnie.
Bądź mi wsparciem, bogowie błogosławią cnocie,
Jedź, i postaw mię w samym Achilla namiocie.„
Na to Merkury: „Starcze, kusisz móy wiek młody.
Ale żadne nie mogą skłonić mię powody,
Wziąć, z darów dla Achilla, iaki upominek.
Miałby złe bardzo skutki takowy uczynek.
I iażbym, z jego krztwdą, bogacić się życzył?
Tobie, choćby do Argów będę przewodniczył,