Strona:Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

porek i notatki na ziemi, a sam począłem się drapać do góry, spierając się nogami i rękami i przyciskając się piersiami do twardej skały. Gdym w końcu rękę wyciągnął, udało mi się wyrwać dwa okazy tej rośliny. Kiedym jednak chciał zchodzić, przekonałem się, że się obrócić nie mogę. Uczułem, że mała wypukłość, na której się nogą sparłem, a która jak ząb zaledwie od ściany skały odstawała, jest zadziwiająco małą i że ją zaledwie połową mej stopy przykrywam. Przeszło mi przez myśl, że najmniejszy fałszywy ruch, a zsunę się z zęba i nie zatrzymawszy się może na owym wąskim przesmyczku, polecę gdzieś jeszcze dalej na dół. Na chwilę zadrżały mi kolana, lecz niebawem wróciła zimna krew. Począłem się spokojnie rozglądać wmawiając w siebie, że siedzę na wygodnym fotelu — lecz nigdzie nie było widać żadnego sposobu wyjścia.
W tej chwili pojawił się na zakręcie skały towarzysz, widocznie zaniepokojony mą długą nieobecnością i zbliżając się zwolna, zapytał zupełnie spokojnie, czy mi niema pomódz do zejścia. Równocześnie stanął o jeden stopień wyżej, przycisnął silną dłonią mą nogę, wspartą na owym zębie, a już dobrze zdrętwiałą i kazał mi drugą nogą śmiało się spuścić, gdyż podstawił swe ramię. I tak stanąłem znowu na przesmyczku, lecz tu usłyszałem dopiero porządną burę, za me drapanie się po skałach. Wymawiałem się i przepraszałem jak mogłem, głównie na to nacisk kładąc, że gdyby nie przekonanie, że się on tak niedaleko znajduje, że więc w razie potrzeby mogłem na niego zawołać, byłbym nie był tak śmiały.
Wyszedłszy z wąwozu, zobaczyliśmy podążającego ku nam pasterza, który nas nieśmiało o tytoń poprosił. Gdyśmy mu go dali, podziękował i pobiegł uradowany. Gdyśmy się później wyżej po skałach wspinali, spostrzegliśmy po drugiej stronie kotliny olbrzymi ogień, jakby się tam cały dom drewniany palił.
Ależ to sobie gruntownie zapala fajkę z naszym tytoniem, mówiliśmy, śmiejąc się.
Wkrótce potem wyszliśmy na górny brzeg skał i stanęli na gładszym grzbiecie, gdzie tuż opodal Wawrzyniec z Iwanem spoczywał. Mgły odziewały wciąż jeszcze szczyty, lecz mimo to, podążyliśmy w górę.
Szczyt Howerli 2,058m. n. p. m. wzniesiony, podobny jest kształtem swym do stożka, którego wysokość, jeźli się weźmie za podstawę najniższe siodło między Howerlą a Dancerzem, wynosi niespełna 300 metrów. Inne szczyty Czarnohory nawet i tyle nie wystają ponad główną podstawę, t. j. ponad niepodzielony trzon jej pasma. Stoki szczytu Howerli są gładkie, równe i pokryte dość jednostajną roślinnością. Przeważają małe krzewy i trawy. Do pierwszych należy Różanecznik rdzawy (Rhododendron ferrugineum), i trzy gatunki Borówki (Vaccimum Myrtillus, Vitis idaea i uliginosum); wszystkie te krzewy zmniejszają się co do ilości z wysokością i karłowacieją bardzo, są jednak jeszcze i na samym szczycie reprezentowane, choć tu już tylko w bardzo rozproszonych okazach. Po innych szczytach i wysoko położonych grzbietach Czarnohory, przyłączają się w najwyższych wysokościach, gdzie wymienione krzewy już bardzo karłowacieją, jeszcze dwie malutkie alpejskie wierzby (Salix retusa i herbacea). Z pomiędzy traw stanowi w niższej części krainy kosodrzewu po miejscach trawiastych główne tło gatunek wysokiego wspomnianego już dawniej owsa (Avena caespitosa), o drobnych bardzo kłoskach. W wyższej części krainy kosodrzewu, (w któréj się właśnie teraz na szczycie Howerli znajdujemy), gdzie wprawdzie owies ten jest jeszcze bardzo rozpowszechniony i nawet wychodzi na najwyższe szczyty, przeważają już jednak z reguły niskie trawy alpejskie, np. Owies różnobarwny (Avena versicolor), o kłoskach dużych, ciemniejszemi kolory zabarwionych i zaopatrzonych w długie wąsy, dwa gatunki Sesleryi (Sessleria coerulea i disticha) o kłoskach zbitych, jakby