Przejdź do zawartości

Strona:Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie do ust i począł gryść. Na nasze ogólne zdziwienie odpowiedział, że to lepiej smakuje, niż samo palenie.
Przecierając sobie nazajutrz z rana oczy, zobaczyliśmy wprost przed sobą przez otwartą zupełnie z tej strony staję, rozległy kraj pokryty licznemi pasmami górskiemi, z poza których daleko na północy wyzierała Czarna Hora. Pogodne niebo czyniło widok ten tak pięknym, iż się nam w pierwszej chwili zdawało, że to snem wszystko.
Wkrótce opuściliśmy staję weseli i swobodni, bo nawet i Wawrzyńca przestał ząb boleć. W niewielkiej odległości od staji, przekroczyliśmy górną granicę lasów, posuwając się na wschodni grzbiet Pietrosu, który się zowie Piatra alba. Gdyśmy na Piatra alba stanęli, odsłoniła się tuż pod nami od południa rozległa i głęboka dolina potoku Repede, zamknięta z przeciwnej strony szeregiem kończastych malowniczych szczytów, z pomiędzy których najwyższym jest Pusdreloru 2,191 m.
Zaraz na wstępie trafiłem na istny ogród alpejskich kwiatów. Szczególnie zajmującym wydał mi się gatunek małej Goryczki (Gentiana nivalis). Jest to roślinka o jednym tylko kwiecie i niewyższa nad cal, z czego zaledwie ⅓ część przypada na korzonek i łodyżkę z drobnemi listkami, reszta zaś na kwiat. Kwiat jest przeto sam przez się niewielki, lecz w porównaniu do reszty organów przecież dość duży. Wśród tysiąca innych znacznie większych kwiatów, zwraca on swem ciemno-lazurowem okiem odrazu uwagę na siebie.
Pięliśmy się wciąż teraz grzbietem w stronę szczytu Pietrosu, który jednak obecnie był dla nas zakryty. Kosodrzew pokrywał miejscami, szczególnie z północnej strony, olbrzymiemi płaty boki góry. Grunt był wszędzie skalisty, lub grubemi głazami zasypany. Z tych to powodów w pierwszej linii nie rozwinęły się tu te rozległe formacye traw — owe połoniny Czarnohory. Samo wejrzenie roślin mówiło, że one cechującą swą przewagę zawdzięczają skałom i głazom, które należąc do formacyi krystalicznych łupków i wapieni krystalicznych, z jakich góry tutejsze są zbudowane, składem swym chemicznym różnią się od piaskowców Czarnohory, co nie bez wpływu zostaje na roślinność. Szczególnie obfitemi okazały się rośliny z rodzaju Łomikamienia, którego w krótkim czasie dziesięć różnych gatunków naliczyłem. Niektóre z pomiędzy tychże były nadzwyczajnie interesujące, że wspomnę tylko o bogato przez naturę uposażonym gatunku: Łomikamień różnokolorowy (Saxifraga luteo-viridis).
O godzinie 5 stanęliśmy na najwyższym cyplu Piatra alba około 2,150 m. wzniesionym, a przed nami pojawił się w całej swej okazałości szczyt Pietrosu. Między nami a szczytem znajdowała się głęboka kotlina o ścianach prawie prostopadłych, na której dnie błyszczało zwierciadło jeziora. Od miejsca, gdzieśmy stali, biegł ku szczytowi wąski grzbiet, wyginając się łukiem na lewo i obniżając w środku dość znacznie. Poczęliśmy się przeto zniżać, lecz grzbiet stawał się tak wąskim, że druga była już niebezpieczną. Na prawo otwierała się ku owej kotlinie tak straszna przepaść, nad której brzegiem bezpośrednio teraz stanęliśmy, że, aby spojrzeć w jej głąb, musieliśmy się pokłaść na ziemie. Spoglądając tak, czuliśmy przeraźliwy chłód, który wiał ku nam z głębi, a jezioro tam na dnie położone, wydawało nam się to bliskiem, to znowu gdzieś w nieskończoność oddalało — tak wielką była przepaść i tak strome jej ściany, na których oko nie mogło nigdzie spocząć i znaleść punktu oparcia.
Po chwili niemego przypatrywania się, odezwał się Iwan, że my już dziś na szczyt nie zdążymy, że byłoby bardzo niebezpiecznie, gdyby nas tam gdzie