Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Drogi braciszku! — powiedziała pani Betty, patrząc nań frasobliwie z ponad roboty — Dopiero teraz to zauważyłeś? Musiałeś być zajęty książką, lub czemś innem. Pamiętaj, że lekarz zabronił ci wysiadywać długo w pokoju.
Uśmiechnięty zbliżył się do ławki przez trawnik.
— Dzień dobry malcy! — rzekł do dzieci, które doń przybiegły zaraz, i położył z błogosławieństwem dłonie na ich główkach — Czy się wam dobrze spało w tym obcym domu? Tak... tak... Wiesz co, droga Betty, nie krzątaj się koło śniadania dla mnie. Angelika dała mi już szklankę mleka i kawałek chleba. Muszę się trochę rozejrzyć po okolicy. Rzeczywiście zajęty byłem książką. Przedziwna to, mała książeczka... i przedziwny zbieg okoliczności...
— Emanuelu... zapominasz, widzę... — rzekła siostra, wskazując oczyma na małą solenizantkę dzisiejszą, Dagny, która stała na trawniku z palcem w ustach, bardzo przygnębiona, z jasnemi oczyma pełnemi łez.
— Ach Dagny! Dziecinko moje! — zawołał, biorąc ją na ręce, tuląc do siebie i całując w policzki — Niechże cię Bóg błogosławi! Nie myśl, że zapomniałem o twych urodzinkach. Naprawdę nie... Znalazłaś pewnie przy łóżeczku podarek... ach tak, widzę go! A ciocia obdarzyła cię też sowicie... Tak, tak, dziecinko, podziękuj za wszystko Bozi... Ale widzę, że idzie właśnie po was Angelika!
Postawił dziecko na ziemi, a obie dziewczynki podbiegły do służącej, która je przyszła zawołać do jedzenia.
Emanuel siadł obok siostry na ławce i, podumawszy chwilę, podjął na nowo:
— Mówiłem ci o tej książce, Betty. Wyobraź sobie, to jedna ze starych książek matki. Nie poj-