Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że pragnie co prędzej wracać do domu, swego wybrzeża, owiec, dzieci i Mateusza.
Emanuela coraz bardziej raził ton, jaki przybierała wobec Hansiny. Odwykł tak dalece, by żona okazywała komuś poufałość, że ręka jej, spoczywająca na łonie Anny, wydała mu się niemal oskarżeniem. Hansina siedziała milcząc i patrząc w ziemię. Wydawało mu się, niemal, że unika jego spojrzenia. Odczuł teraz, jak bardzo odeszli w czasach ostatnich od siebie i postanowił, że odtąd nic nie zostanie niedopowiedzianem. Teraz, kiedy miały dlań, zda się, zniknąć wszystkie inne związki, kiedy mieli być bardziej, niż zazwyczaj sami, należało wrócić do stosunku zupełnego zaufania, by w tem znaleźć nagrodę za wszystko, co utracili na zewnątrz.
Hansina była przez cały czas pogrzebu bardzo wzruszona. Chociaż miała zdawiendawna przeczucie, że zapoznanie się jej z sandingską uczelnią drogo ją będzie kosztowało, żywiła dla starego dyrektora wielki szacunek, a teraz, gdy go nie stało, wspomniała z wdzięcznością to, co mówił, zwłaszcza jak przykazywał żyć poświęceniem dla drugich. Wrażenie tej śmierci, długie, uporczywe milczenie Emanuela, świadczące dowodnie, gdzie go ciągnie tęsknota, jedno i drugie, a także niespodziane spotkanie przyjaciółki doprowadziło ją do pewnego postanowienia. Poznała, że daremnem jest walczyć z fatalizmem i że dlatego najlepiej będzie zarówno dla Emanuela jak i dzieci, gdy nastąpi zasadnicza zmiana w ich wzajemnym stosunku i całem dalszem życiu. Postanowiła, że któregoś dnia pomówi o tem spokojnie z mężem i w słowach oględnych wyjawi mu to, co uznała za jedyną drogę osiągnięcia szczęśliwszego dla wszystkich losu.