Strona:Gabriela Zapolska - Dlaczego wiary nie mają.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wróciwszy do domu, zastałem ich oboje razem pomimo, żem im zakazywał... Ale z mojej córki wielkie ladaco i...
Cichutki jęk dał się słyszeć z kąta, w którym się kryła Julka.
No... i musiałem ją zbić, a temu panu właśnie mówiłem, żeby się wynosił, gdzie pieprz rośnie... Pan naczelnik na to nadszedł i...
— Nie podmawiał was do buntu? — zapytał oficer, patrząc bystro w twarz Piotra.
— Ale! zaśmiał się Piotr — temu panu same romanse w głowie, a nie bunty, on mą dziewczynę już pół roku bałamuci... i jak tylko upilnuje, że mnie w domu nie ma, zaraz myk do mieszkania. Alem dziś ich przyłapał...
Urwał na chwilę i wreszcie dodał:
— Nie! nie! to nie o bunt chodziło, ale romanse... bo to taki pan, taki... inteligent!
I przeciągłym, siekącym śmiechem zakończył Piotr swoje zdanie. Śmiech ten był nowem uderzeniem krwawej ironii w duszę sztygara.
Rozległ się przejmująco, wbił się w serce chłopca uderzeniem sztyletu. Cała pogarda, cała nienawiść, cała niewiara i całe oskarżenie tchórzostwa było w tym śmiechu, którym górnik zapieczętował swe kłamliwe zniesławienie własnej córki, dla ocalenia sztygara.
Krótką walkę przebył sztygar ze sobą. Było to mgnienie oka, tyle, ile potrzebuje samobójca dla pociśnięcia cyngla rewolwerowego.
Błysnęło mu przed oczyma słońce, wolność, przyszłość stargana...
Egzaltacya młodzieńcza wzięła górę, harda dusza ozwała się i zapragnęła przekonać tą drugą hardą duszę robotnika, który go chciał