Przejdź do zawartości

Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

biegła przez gęste krzewy aż do ścieżki przy domku Wysokiego Jana.
Tu zatrzymała się, aby zaczerpnąć tchu. Pełna była radości pomieszanej ze strachem. Słodki był ten podmuch wolności, unoszący się nad paprociami. — Uciekła z garderoby, z pomiędzy duchów, triumfowała nad niegodziwą starą ciotką Elżbietą.
— Czuję się jak ptak, który zbiegł z klatki — rzekła sama do siebie; zatańczyła z radości na trawniku. Wtem oko jej padło na coś jasnego, co wychylało się ku niej ciekawie spośród ciemnych młodych świerków: była to płowa główka Ilzy Burnley. Emilka widziała ją poraz pierwszy od czasu owego pamiętnego dnia, kiedy Ilza stanęła w jej obronie. Znów pomyślała teraz, że jest to postać całkiem różna od wszystkich, jakie widywała dotychczas.
— I cóż, Emilko ze Srebrnego Nowiu — rzekła Ilza — dokąd biegniesz?
— Uciekam — odrzekła Emilka szczerze. — Byłam niegrzeczna, właściwie byłam tylko trochę niegrzeczna, a ciotka Elżbieta zamknęła mnie za to w garderobie. Jak na to, byłam za mało niegrzeczna, to nie było ładnie z jej strony... więc wyskoczyłam przez okno i zeszłam na dół po drabinie.
— Ty mała psotnico! Nie sądziłam, byś była na to dosyć odważna! — rzekła Ilza.
Emilka westchnęła. To bardzo przykre być nazwaną „małą psotnicą”. Ale Ilza powiedziała to tonem pełnym podziwu.
— Mnie się nie wydaje, żeby to była odwaga — rzekła Emilka, zbyt uczciwa, aby przyjąć niezasłużo-

145