Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciągle to robią, chociaż mam słuszność równie często, jak oni.

Ironiczna? Tak, to też jest moją wadą. Zjadliwa? Nie. Jestem bardzo wrażliwa, więc się bronię. Pyszna? Hm, tak, jestem troszkę zbyt dumna, może to jest pycha. Ale w każdym razie mniej jest we mnie pychy, niż ludzie przypuszczają. Nie umiem trzymać głowy pochylonej i nie mogę się oprzeć pewnemu samopoczuciu, gdy pomyślę, że mam za sobą kilka pokoleń dobrych, uczciwych ludzi, mających tradycje i niemałe zasługi. Nie tak, jak Potterowie. Wyrośli jak z pod ziemi wczoraj, czy też przedwczoraj!

Och, jak te kobiety obgadują biedną Ilzę! Nie mogłyśmy wszakże spodziewać się, że ktoś podpatrzy scenę z „Lady Mackbeth”. Naturalnie, że Potterówna, czy też żona jednego z Potterów, nie wiedzą, co to jest Szekspir i nie można od nich tego wymagać. Otóż powtarzaliśmy scenę z „Mackbeth”. Ilza jest w tem nieporównana. Nigdy nie brała udziału w kociej muzyce, mówiła tylko, że byłaby chętnie należała do tego koncertu. A co do kąpieli przy świetle księżyca, to jest prawdą, ale to było tylko piękne i nie było w tem nic złego. Teraz zostało to naturalnie zbrukane przez ludzką podłość. Szkoda, że Ilza o tem wspominała.

Poszłyśmy owego wieczora na wybrzeże. Było cudnie. Zachciało nam się kąpieli, ale nie miałyśmy kostjumów kąpielowych. Usiadłyśmy więc na piasku i rozmawiałyśmy o tem i owem. Była to prawdziwa rozmowa, nie pogawędka. Zatoka leżała przed nami, srebrzysta, dostojna, tajemnicza jak ocean w cudnej bajce.

Rzekłam:

92