rze, o wędrówce dusz, o krematorjach, o profilach (Dean mówi, że ja mam dobry profil czysto grecki). Bardzo lubię komplementy Deana.
— Gwiazdko poranna, jakże urosłaś! — rzekł. Zeszłej jesieni odjeżdżając, zostawiłem dziecko, a zastaję kobietę!
(Kończę 14 lat za trzy tygodnie i jestem duża jak na mój wiek. Dean cieszy się z tego najwyraźniej w przeciwieństwie do ciotki Laury, która stale wzdycha, przydłużając moje sukienki i mówi, że dzieci zbyt szybko rosną.)
— Czas posuwa się naprzód — odrzekłam — powtarzając maksymę, wyrytą przy zegarze słonecznym na kamieniu i czując się wielce filozoficznie nastrojoną.
— Jesteś prawie tego wzrostu, co ja — rzekł. I z goryczą dodał: — Fakt, że Garbus Priest nie jest zbyt postawny.
Nigdy nie wspominałam o jego łopatce, unikałam świadomie tego tematu, ale teraz odezwałam się:
— Deanie, proszę cię, nie mów o sobie tym szyderczym tonem, przyjnamniej nie ze mną. Nigdy nie myślałam o tobie, jako o Garbusie.
Dean wziął mnie za rękę i zajrzał mi w oczy, jakgdyby chciał czytać na dnie mojej duszy.
— Czy pewna jesteś, Emilko, że nigdy nie myślisz o moim garbie, mojem kalectwie? Czy nie pragnęłabyś nieraz, abym był prosty, jak inni ludzie?
— Dla twego dobra pragnęłabym tego — odrzekłam. — Ale jeśli o mnie chodzi, jest mi to zupełnie obojętne i nigdy mnie obchodzić nie będzie.
— Nigdy? Gdybym był tego pewien, Emilko, gdybym był tego pewien!