Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

29 kwietnia 19...

Przed dwoma tygodniami posłałam najlepszy mój utwór poetycki do tygodnika, wychodzącego w New-Yorku, a dzisiaj otrzymałam zwrot z adnotacją: „żałujemy, że nie możemy skorzystać.”

Czuję się okropnie. Widzę, ze nigdy nie zdołam napisać niczego, coby było naprawdę dobre.

Owszem! Zdołam! Ten tygodnik będzie szczęśliwy, że wolno mu drukować utwory tej autorki dzisiaj wzgardzonej!

Nie powiedziałam panu Carpenterowi, że posłałam ten utwór. On nie byłby tego pochwalał. Jego zdaniem za pięć lat dosyć będzie czasu na szukanie wydawców. Ale ja wiem, że niektóre poezje, drukowane w tymże tygodniku, nie są ani troszkę lepsze od moich.

Bardziej jestem usposobiona do pisania poezji na wiosnę, niż kiedykolwiek. Pan Carpenter radzi mi zwalczać ten odruch. Powiada, że wiosna ponosi odpowiedzialność za większą ilość głupstw, niż jakikolwiek inny czynnik na całym świecie.

· · · · · · · · · · ·
1 maja 19...

Dean przyjechał. Wczoraj był u swej siostry, a potem przyszedł tutaj. Przechadzaliśmy się wzdłuż zegara słonecznego i rozmawialiśmy. Cudnie, że on powrócił, on, ze swemi zielonemi oczami i ładnemi ustami.

Rozmowa nasza trwała długo. Mówiliśmy o Algie-

37