Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moje prababki nigdy nie miały do czynienia z ciotką Ruth — rzuciła, nadąsana.

— Miały do czynienia z twoimi pradziadami — odrzekł kuzyn Jimmy, jakby miał na myśli, że to była najcięższa próba, jakby chciał powiedzieć, że dla tego, kto znał Archibalda Murraya, lub Hugona Murraya, ciotka Ruth jest zaledwie czyśćcem, lecz nie piekłem.

— Kuzynie Jimmy, czy uważasz, że powinnam wrócić i wysłuchać łajań i utyskiwań ciotki Ruth, a potem tak postępować, jakgdyby nigdy nic nie było zaszło?

— A co ty sama o tem myślisz, kurczątko? — spytał kuzyn Jimmy. — Weź orzeszek, maleńka.

Tym razem Emilka dała się namówić. Była spragniona jakiejkolwiek pociechy. Spróbujmy jeść ulubione orzechy i pozostać, mimo to, postacią dramatyczną.

Emilka przerzuciła się nagle z tonu tragicznego w ton zadzierżysty.

— Ciotka Ruth była dzisiaj szkaradna i nietylko dzisiaj, przez całe te ostatnie miesiące, a zwłaszcza od czasu, kiedy bronchit nie pozwolił jej wychodzić z domu. Nie możesz sobie wyobrazić, czem było życie w jej domu.

— Owszem, owszem, mogę. Ruth Dutton zawsze unieszczęśliwiała całe swoje otoczenie. Czy rozgrzały ci się nogi, Emilko?

— Nienawidzę jej — krzyknęła Emilka, szukając gorączkowo usprawiedliwienia swego stanowiska. — Straszną jest rzeczą współżycie pod jednym dachem z człowiekiem znienawidzonym przez nas.

179