Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zgorączkowanie ogarnęło wszystkie domy rodzinne i pensjonaty w miasteczku.

Emilka w swoim małym pokoiku, patrzyła przy świetle świec na Emilkę-w-Zwierciadle z zadowoleniem, które było całkiem usprawiedliwione. Zarumienione policzki, pociemniałe szare oczy, uwydatniały się na tle blado-różowej sukni. We włosach miała srebrne liście, nadające jej pozór rusałki. Ale nie czuła się jak rusałka. Ciotka Ruth kazała jej zdjąć koronkowe pończochy i włożyć bawełniane. Próbowała nawet skłonić ją do włożenia wełnianych pończoch, ale skapitulowała, widząc, że naraża się na sromotną klęskę. Zmusiła jednak Emilkę do włożenia pod różową sukienkę flanelowej halki.

— Wstrętna sztuka! — mruczała Emilka, mając na myśli halkę, rzecz jasna. Ale kształty owej epoki były raczej okrągłe, a smukłość Emilki mogła znieść nawet grubszą flanelową halkę, niż ta, do której ją nakłoniono.

Właśnie kładła na szyję swój egipski medaljon, gdy ciotka Ruth weszła do pokoju.

Jednym rzutem oka przekonała się Emilka, że ciotka Ruth jest srodze zagniewana.

— Emilko, pani Bali telefonowała przed chwilą. Powiedziała mi coś, co mnie zaskoczyło. Czy to prawda, że bierzesz udział dzisiaj w komedyjce?

Emilka była zdumiona.

— Tak, naturalnie, ciotko Ruth. Przecież wiedziałaś o tem.

— Kiedy prosiłaś mnie o pozwolenie na udział w koncercie, mowa była o djalogu, to samo powiedziała mi panna Aylmer — rzekła ciotka Ruth lodowato.

169