Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odbywały długie narady nad garderobą Emilki. Musiała otrzymać wyprawkę, któraby nie przyniosła wstydu Murrayom, ale decydującym względem był tu rozsądek, a nie moda. Emilka sama nie miała głosu. Laura i Elżbieta naradzały się któregoś dnia przez kilka godzin, czy sprawić Emilce bluzkę taftową (Ilza miała trzy bluzki jedwabne) i postanowiły, że nie, ku wielkiemu rozczarowaniu dziewczynki. Ale Laura zwyciężyła co do sukni, którą nazywała w duchu „wieczorową”, a głośno: „strojniejszą”; nazwa „wieczorowa suknia” byłaby ją zgubiła w oczach Elżbiety; była to bardzo ładna sukienka z lekkiego jedwabiu, blado-różowa, bez kołnierzyka (wielkie ustępstwo ze strony ciotki Elżbiety), z szerokiemi, bufiastemi rękawami, które dzisiaj wyglądałyby śmiesznie, ale według ówczesnej mody były ładne i eleganckie, gdy zdobiły ramiona młodej i pięknej dziewczyny z tej epoki. Była to najładniejsza sukienka, jaką Emilka miała kiedykolwiek, a zarazem najdłuższa, co wiele znaczyło w owe czasy, kiedy długa suknia oznaczała dorosłą pannę. Ta sięgała do kostek.

Włożyła ją pewnego wieczora, kiedy obie ciotki wyszły z domu, bo chciała ją pokazać Deanowi. Przyszedł spędzić z nią wieczór, bo nazajutrz wyjeżdżał do Egiptu. Poszli do ogrodu. Emilka czuła się bardzo dojrzałą i filozofowała zawzięcie, ponieważ musiała unosić suknię, ażeby jej nie zamoczyć o zroszoną trawę. We włosach miała czerwoną wstążkę i wyglądała bardziej, niż kiedykolwiek, jak gwiazdka; jak myślał Dean. Koty stanowiły ich orszak: Stop, raźny i wesół, Nieznośnik, który jeszcze wciąż królował nad kocią gromadą w szopie Srebrnego Nowiu. Koty zmie-

109