Przejdź do zawartości

Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie miły to człowiek, pomyślał Wallis, nie traci równowagi i nie wpada w ordynarność.
— Możesz pan już odejść! — powiedział inspektor. — Przykro mi bardzo, że pana inko — modowałem z konieczności zresztą.
— Niema o czem mówić nawet! — odparł Wallis z lekkiem ukłonem.
— Ale zaraz, zanim pan odejdzie, — rzekł inspektor — czy nie zechciałby pan udać się ze mną na chwilę do tamtego pokoju?
Wallis poszedł za inspektorem, który zamknął za nimi drzwi. Byli sam na sam.
— Panie Wallis, wiadomo panu zapewne, iż została wyznaczona nagroda w wysokości 12.000 funtów za wykrycie sprawców tych włamań.
— To dla mnie nowość zupełna! — odparł Wallis, podnosząc brwi.
— Nowość zupełna dla pana? — zdziwił się inspektor. — Pewny jestem, że wiesz pan o tem dużo lepiej, niż ja. Ale powiem panu coś. Oto poczyniliśmy potrzebne kroki, by schwycić tę bandę i nie zaznamy spokoju, dopóki, tak czy owak nie obezwładnimy tych przedsiębiorców. Słuchajże mnie, panie Jerzy, — puknął silnymi,