Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
MOWA
ZA T. ANNIUSZEM MILONEM.

I. Lubo lękam się, sędziowie, abym nie musiał się wstydzić, że zabierając głos w obronie nieustraszonego męża, straciłem odwagę, i aby mi bardzo nieprzystojnie nie było, że gdy sam T. Anniusz Milo więcej o los Rzeczypospolitej niż o swój własny się trwoży, ja w jego sprawie na podobną moc duszy zdobyć się nie mogę; wyznać atoli muszę, że nowa postać tego nadzwyczajnego sądu oczy moje przeraża, które gdziesiękolwiek obrócą, dawnych zwyczajów i dawnego kształtu sądownictwa nie widzą. Nie otacza bowiem miejsca waszego posiedzenia grono słuchaczów, które go przedtem otaczało; ściska nas zewsząd niezwykły natłok ludzi. One straże, które przed wszystkiemi świątyniami, lubo zapewne przeciw gwałtowi, rozstawione widzicie, nie dodają jednak mówcy wielkiej zachęty: tu nawet na Forum, w obrębach tego trybunału, acz dla bezpieczeństwa potrzebnemi strażami opasani, nie mniej jednak obawiać się poniekąd musimy[1].

Gdybym myślał, sędziowie, że te ostrożności przeciw Milonowi

  1. Sprawy w Rzymie sądziły się na Forum pod gołem niebem. Na wyższem miejscu siedział pretor na krześle kurulnem, przy nim stali dwaj liktorowie, woźny i pisarze, niżej na ławach siedzieli sędziowie w półkole. Na przeciwko nich z prawej strony były ławy dla oskarżycieli, z lewej dla oskarżonych i ich obrońców. Całe to miejsce było otoczone sztachetami, po za któremi lud przysłuchiwał się sprawom. W dniach poprzedzających przywołanie sprawy Milona, stronnicy Klodiusza do takich posunęli się gwałtów, że Kn. Domicyusz Ahenobarbus, przewodniczący sądowi tej sprawy zażądał od konsula Pompejusza