Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łagodnością, zdrowiem, humorem i dobrym apetytem. Nazywano go Matwiejem Kuźmiczem. Zajmował w mieście stanowisko lekarza powiatowego. Lat miał około pięćdziesięciu i, przypuszczam, dobrze po pięćdziesiątce.
Po drodze z dworca do domu Matwiej Kuźmicz rzekł do mnie:
— Muszę pana, ojczulku, o jednej rzeczy uprzedzić (ojczulku — był jego ulubiony, pieszczotliwy zwrot). Wie pan, żeby nie wyszła jakakolwiek taka nieprzyjemność... Żona moja jest niema... Gdy urodziła drugie dziecko — martwe, od tego czasu i straciła mowę... Lecz słuch u niej pozostał znakomity... Więc oto i mówię, ojczulku, ażeby jakkolwiek nie tego... No, lecz pan mnie sam rozumie.
„Przyjechaliśmy. Parterowy domek, biały, z zielonym dachem, z czyściutkiemi szybami, miał wygląd bardzo wesoły i przytulny. Wielki taras cały zarośnięty zielenią dzikiego wina. Patrząc z oddali na takie domy, zawsze dlaczegoś czuje się, że w nich ludzie żyją cichem i spokojnem życiem.
„Na tarasie spotkała nas Wiktorja Iwanowna — pani domu. Pomimo nader zrozumiałe uczucie litości, jakie ona wzbudzała we mnie, mimowoli zatrzymałem się przed nią, zdumiony jej dziwną pięknością: jak malują artyści-symboliści aniołów. Wyobraźcie sobie wysoką i szczupłą — właściwie uduchowioną postać, niezwykle białą, prawie bez cieni twarz i długie, o egipskim rysunku oczy, pełne milczącego smutku i jednocześnie zagadkowe, jak u sfinksa. Ubrana