Przygody czterech kobiet i jednej papugi/Tom VI/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Przygody czterech kobiet i jednej papugi
Wydawca Alexander Matuszewski
Data wyd. 1849
Druk Jan Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Aventures de quatre femmes et d’un perroquet
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.
W KTÓRYM ZOBACZEMY, ŻE MUZYKA NIE ZAWSZE ŁAGODZI OBYCZAJE LUDZI.

Tristan usłyszawszy pierwsze tony muzyki, mimowolnie był wzruszon. Przypomnijmy sobie, że nasz bohater nie był zbyt materyalny, tém więcéj odtąd, kiedy wszedł w obowiązki do kupca, czystość czuwała przy drzwiach tego domu, i chociaż czasem jakie myśli miłosne paliły głowę professora, nie przybrały nigdy właściwej formy. Łatwo zatém pojąć, że bogini czystości, która czuwała nad naszym bohaterem zdawała się od wczoraj być znużoną i dozwoliła popełnić błąd swemu protegowanemu; łatwo pojąć mówię, wahanie się Tristana, gdy usłyszał zaproszenie muzykalne Eufrozyny. Prawda, że uroczyście przyrzekł Wiliamowi, i to prawda, że długi czas znajdował Eufrozynę zbyt śmieszną, ale Willem był daleko, Willem nie dowie się o niczém. Ileż to od początku świata było podobnych wiarołomców, a natura nie wzdrygała się na nich z oburzeniem, ani nawet nie zachowała ich w pamięci. Ile to było cmentarzy, ile grobów, a w nich iluż ludzi, którzy ulegli pokusom podobnym jakie ścigały naszego bohatera, a gdy śmierć przyszła, umieściła ich wszystkich w jednym dole, w téjże samej ziemi i w jednakowém położeniu, dobrych i złych, wiernych i krzywoprzysięzców.
Wszystkie te myśli, przychodzą człowiekowi, który jak Tristan ma popełnić czyn, o którym wątpi, czy jest zły, lub dobry. Gdyby Tristan w ciągu swéj młodości napotkał był już podobnego komissanta jak Willem, i gdyby ten kommissant podobną miał kochankę jak Eufrozyna, jest rzeczą pewną, żeby uczyniwszy podobną obietnicę, nie wahałby się i to co uważał dziś za czyn niegodny, byłoby dlań drobnostką, pomyślaną rano, wykonaną wieczorem, a nazajutrz zapomnianą.
Ale rzeczy inaczéj się miały: Wykonał uroczystą przysięgę, i nie należało do niego roztrząsać czy słusznie lub nie. Willem kochał Eufrzynę, był smutny przy odjeździe, ale ufny w przyjacielu, który uważał za podłość oszukiwać go i wyśmiewać jego smutek. Serce, w jednéj z tysiącznych kryjówek nieprzejrzanych i trudnych do odgadnienia, nawet dla anatomistów, serce mówię, ukrywa w sobie jakieś uczucie, co nie jest ani wstydem, ani wyrzutem sumienia, a które jednak składa się z tych dwóch głosów sumienia. Zatém człowiek, który znajdując się w podobnych okolicznościach jak Tristan, oszukuje przyjaciela i wydziera mu kochankę, doznaje za powrotem pierwszego kochanka tego uczucia, którego nazwać nie umiemy, a kobieta jakiegoś wiecznego zapomnienia. — Gdy ujrzy przyjaciela, który mu zaufał, powracającego z równąż miłością dla kochanki, a w uniesieniu radości zwierzającego się sercu, które go oszukało, naówczas rumieni się za swój postępek. Ten zaś wstyd, nie pochodzi z tego, że odebrał przyjacielowi jakąś cząstkę, którą on znajduje w całości, bo cudzołóztwo jest wyborny owoc, którego każdy może ukąsić, a posiadacz onego nie pozna śladu zębów, ale z zazdrości nie odłącznéj z miłością własną, i z słusznego żalu, że nie zasłużyliśmy na tę ufność przyjaciela, jaką, w nas położył. W sercu takiego człowieka powstaje jakaś tajemna walka, waha się, czy ma wyznać prawdę swemu przyjacielowi; „uczynię go nieszczęśliwym. mów i do siebie, ale przynajmniéj nie wystawię go na pośmiewisko. Będzie się rumienił przedemną, ale jeżeli kiedyś się o tém dowie, nie będzie się rumienił przed nią, krótko mówiąc, będzie wiedział czego się ma trzymać względem kobiety którą kocha, może mu przez to wydrę szczęście ale mu oszczędzę zawodu jakiego prędzéj lub późniéj dozna.“ Potém, tenże sam człowiek, patrząc na kobietę, mówi sobie: „Zresztą jakimże prawem czynię nieszczęśliwą to biedne stworzenie? czy za to, że dziś oddaje się temu, a wczoraj mnie? Czyż pierwéj nim mnie poznała, nie powierzyła się tam temu? Mamżeż zająć miejsce na chwilę opuszczone, nad którém przyrzekłem przyjacielowi czuwać, i strzedz? a zresztą wśród naszych uścisków, pochodzących z nudów i bezczynności, czy nie było czasem między mną i tą kobietą tajemnéj umowy, że nasza miłość jest jak bezkrólewie, i że musimy zapomnieć o sobie. kiedy prawdziwy król powróci? Byłżebym posłuszny miłości własnéj? Czy dla tego, że ta kobieta oddala się mnie, czyli że przyzwoliła na ten akt cielesny, który zawsze poprzedza jakiś rodzaj wzruszenia, wstydu, mam prawo uczynić ją godną pogardy i nieszczęśliwą, ponieważ okoliczności, jéj serce, lub wola uczynią ją szczęśliwszą z tamtym, niż ze mną? a zresztą, choćby mnie przeniosła, mógłżebym w oczach mego przyjaciela ją przyjąć bez wstydu i zatrzymać ją bez wyrzutów sumienia? Czyż bym mógł ją kochać za to? A len związek przypadkowy, któremu tajemnica i powab roskoszy dodały oczarowania, czy pozostanie nadał, takim skoro będzie wiadomym dla wszystkich? Czyż nakoniec mam żądać, aby ta kobieta, jeśli nie chce być moją, nie należała i do tego, którego kochała? nie, nie, winienem jéj przebaczyć muzę wymazać z mojéj i jéj pamięci dni, które zgwałciły jéj przysięgi miłości, i mojéj przyjaźni, winienem odtąd okazywać dla niéj jeszcze więcéj szacunku, i we wszystkiém tak postepować, iżby zapomniała o błędzie, który na szczęście nie będzie nigdy popełniony.“
„Otóż tak należy sobie rozumować, i tak czuć kiedy na nieszczęście nie byliśmy dość silni, aby się oprzeć pokusom, w których, nie wiem dla czego, kobiety najwięcéj znajdują upodobania, iż otaczają niemi przyjaciół swego kochanka. I oto są myśli, które w umyśle Tristana ciągle krążyły. Jednakowoż, choć sumienie podawało mu dobre rady, to zmysły, te wieczne tyrany człowieka, radziły mu gorzéj, bo w położeniu w jakim się nasz bohater znajdował, ta przepaść kwitnąca, w którą był bliskim wpadnięcia, nie zdawała się być dla niego zasługującą na nazwisko złego.
Gdyby pani Van-Dick, mówił do siebie Tristan słuchając dźwięku muzyki, była żoną Willema, to naówczas postąpienie moje, możnaby uważać za niegodne, ale jest tylko jego kochanką; prawda, że jest żoną Van-Dicka, mego dobroczyńcy, ale jeżeli Willem oszukuje Van-Dicka, to ja mogę oszukać Willema. Jednakowoż, mówił daléj, biorąc na uwagę, to nie jest wszystko jedno, bo Van-Dick zdaje się nie kochać żony, kocha tylko swoją służącą, ale nie powierzył Eufrozyny kommissantowi, gdy tymczasem ja, zobowiązałem się czuwać nad cnotą téj pani, a jeszcze w tej drodze ani kroku nie postąpiłem.
Fortepian ciągle dawał się słyszeć.
— Któż się o tém dowie? mówił sobie Tristan: a zresztą, Eufrozyna nie jest panną, Willem nie pierwszy jéj kochanek, a ja nie będę ostatnim: a potém, któż mu powie, że ona go zwiodła. Nie ma nieszczęść, jak te o których wiemy. Robiłem co mogłem aby unikać Eufrozyny, ona chciała i chce tego koniecznie. Jeżeli już nie kocha Wiliama, to dla mnie jest rzeczą obojętną. Jest jeszcze bardzo przystojną. Kiedym uczynił przyrzeczenie Wiliemowi, nie wiedziałem wszystkiego o czém dziś wiem.
Gdy tak Tristan sobie rozmyślał, głos fortepianu ucichł. Oho! zawołał, i mimowolnie serce bić mu zaczęło.
— Zatrzymała się! czeka mnie!
I na palcach zbliżając się do okna, usłyszał Eufrozyna która również stała przy oknie, kaszlącą tym kaszlem uporczywym i umówionym, który daje do zrozumienia, że ten na którego oczekują przyjść może.
— Co robić? rzekł Tristan.
Kaszel nie przestawał.
— Ona trwa w swojem postanowieniu.
I uśmiech przebiegł po ustach professora, ponieważ jestem wierny mojéj przysiędze, myślał sobie, a przyrzekłem także téj biednéj kobiecie, muszę zatém dotrzymać. Idzie oto, czy pierwsza więcej warta od drugiéj. Na co Tristan uśmiechnął się, jak ten co daj o sobie złą radę.
Kaszel ustał.
Ah! pomyślał wychylając głowę, czyby już zmieniła zamiar? tém lepiéj, tém lepiéj.
Ale te słowa: tém lepiéj były fałszywe, bo człowiek ma upodobanie w podobnego rodzaju walkach, jeżeli nie ulegnie, mówi sobie: jakże jestem mężny! jeśli zaś ulegnie, powtarza: jakże długo walczyłem z sobą.
I Tristan też coraz więcéj wychylał głowę. Eufrozyna odeszła od okna, ale pozostawiła je otwarte. Otóż, mówił sobie Tristan, z tém wszystkiém jestem zawsze człowiekiem! Bawi mnie ta walka dziecinna; czas jaki upłynął od sceny w gaiku, powinien był przygotować jéj umysł do pojęcia tego czego nie może pojąć w téj chwili a o czém ja także zapomniałem, ale na szczęście przypominam sobie. Otóż pójdę do niéj, aby jéj powiedzieć, że związek między nami jest niepodobny. Opowiem jéj co mi mówił Willem, a przynajmniéj będę spokojniejszy.
Zresztą, jest to z méj strony nie grzeczność, na którą ta kobieta nie zasłużyła. Jeżeli jéj nie chcę, bardzo dobrze; ale przynajmniéj muszę jéj to powiedzieć.
I Tristan powziąwszy tak nagle postanowienie, które ukrywało w sobie żądzę wznowienia sceny wieczornéj w gaiku, już otworzył drzwi kojąc swe sumienie, tém, że mu grzeczność nakazuje tak postąpić. W chwili gdy miał próg przestąpić, usłyszał jakiś hałas na dole, i poznał kroki Van-Dicka, który powracał spokojnie do swego pokoju.
Tristan wrócił się, rozgniewany tém opóźnieniem które go uczyni w oczach pani Van-Dick człowiekiem bez wychowania, przyłożył ucho do dziurki od klucza, i słyszał jak kupiec zamykał drzwi jedne po drugich, które poprzedzały jego pokój sypialny.
Znowu wszystko ucichło.
Ale jakkolwiek krótkie zdarzenie, było jednak dostateczne aby natchnąć myślą naszego przyjaciela, że zamiar jego pójścia do pani Van-Dieck nie był najlepszym.
Jeżeli nie zejdę, zrobię sobie z niéj nieprzyjaciołkę do śmierci, jakiż jéj dam powód jutro? I Tristan, oparłszy się o ścianę, dumał, szukając drogi, któraby zaprowadziła bądź do cnoty bądź do zdrady, byleby ta droga była prostą i czystą, i po któréj by mógł iść, nie spotkawszy cierni swéj żądzy, i przeszkód jakie mu stawiało sumienie.
Co robić?
W téj chwili fortepian znowu się odezwał, tylko że pani Van-Dick nie wiedząc czemu przypisać milczenie Tristana, przycisnęła pedał, a ostatnia myśl Webera rozwinięta silnemi palcami Eufrozyny, doszła z tak głośnym hukiem do uszu tego, dla którego była przeznaczoną, że mimowolnie zadrżał i nie mógł się wstrzymać od śmiechu.
Co u kata! pomyślał Tristan, jeśli tak pójdzie stopniowo, to w przeciągu pół godziny szyby u okien powypadają. O jakże mnie kochasz moja pani Van-Dick! Rzeczywiście, Eufrozyna musiała mocno kochać Tristana, jeśli jéj miłość odpowiadała energii z jaką uderzała w instrument. Już to nie była muzyka, ale jakiś gwałt.
Otóż trzeba nam skończyć mówił do siebie Tristan; mając na celu mój własny interess, nie powinienem schodzić, chybabym się kusił o śmierć Rafaela, który mi przyrzekł tę silną harmonią. Trzeba przecież cos postanowić; a ponieważ jestem głupcem i nie potrafię powziąć stanowczéj woli, niechaj los decyduje.
Mówiąc to nasz przyjaciel, poszedł na palcach do kominka, zapalił stoczek, potém wyjąwszy z kieszeni sztukę monety zbliżył się do łóżka.
Jeżeli padnie herb, to pani Van-Dick żąda mnie, a jeśli twarz, to nie zejdę. Tą razą jest to ostatnia próba, i jeżeli przegrasz kochana pani Van-Dick, zawczasu odpowiadam ci, że nie zejdę. Proś teraz bożka Cythera.
I rzucił monętę w górę, mówiąc:
— Twarz!
Moneta obróciła się kilka razy w powietrzu, i upadła na łóżko.
Tristan przybliżył stoczek.
Wyobrażenie panującego przedstawiło się przy świetle. A więc wygrałem! zawołał Tristan chowając monetę do kieszeni; kiedy mówię „wgrałem” mylę się, bo powinienem powiedzieć „ona przegrała.” Już dosyć tego, dodał wzdychając, z czego wnosić można było, że ta radość była tylko udaną. Poczém, zamknął po cichu okno i zasunął firanki.
Dźwięk muzyki nie przestawał, ale był więcéj przytłumiony.
Rozbierzmy się i połóżmy spać, rzekł, bo na to zasłużyłem.
Spodziewam się kochany Willemie, że masz przyjaciela, co ci przysięgi dotrzymał. To prawda, ale mój postępek nie jest grzeczny.
Fortepian ciągle dawał się słyszeć.
Tristan rozebrał się, spojrzał na zegarek, który wskazywał pierwszą, i odkrył kołdrę na łóżku.
Jutrzejsze śniadanie nie bardzo będzie zabawne.
W téj chwili fortepian ucichł.
Teraz zacznie kaszlać.
Rzeczywiście, pomimo zamkniętego okna, Tristan usłyszał kaszel Eufrozyny, który podobnie jak fortepian ton zmienił.
Kaszlaj sobie, kaszlaj, mówił Tristan, a ja będę spał, i położywszy się w łóżko, dodał: teraz jestem zadowolony z mego postępku; zagaśmy światło równie jak i żądze, i śpijmy.
Dobry kwadrans upłynął, jak Tristan znużony walką wieczorną, gotował się do snu; oczy jego zaczęły się zamykać i oddech zwalniać, gdy jakiś nadzwyczajny hałas, jakby mu w ucho z pistoletu wystrzelono, przebudził go.
To pani Van-Dick, która znowu zaczęła swego Webera, tylko tym razem już nie palcami, ale zdawało się, jakby pięściami uderzała w klawisze.
Tristan na wpół się podniósłszy, rzekł, już nie ma sposobu, aby wytrzymać; ona cały dom zburzy. Nie widziałem namiętności podobnych, jak te. To mówiąc Tristan, wstał, i już miał się ubrać i zejść do Eufrozyny, ale tą razą, z silném postanowieniem oparcia się jéj, gdy usłyszał okno na dole z trzaskiem się otwierające, i poznał głos Van-Dicka, który krzyczał na żonę:
— Co u djabła tam robisz na górze, kochana przyjaciółko? Nie mogę oka zamknąć. Edward słaby, i jeżeli tak dłużéj potrwa, zrobi się zbiegowisko na ulicy. Proszę cię na Boga zaczekaj do jutra! Już dwa razy tylko co miałem usnąć, a tyś mnie przebudziła. Niech Pan Bóg ukarze Webera, za to, że miał jakąś ostatnią myśl. Jestem pewny, że i ten biedny Tristan spać nie może. Nieprawdaż? kochany Tristanie.
Tristan nic nie odpowiedział.
— Aha! on śpi, dodał Van-Dick zamykając okno.
Fortepian ucichł jakby zaczarowany.
Tristan ucieszony z téj okoliczności, znowu się położył i rozmyślał kilka chwil nad wypadkami tego wieczoru, i co się stanie nazajutrz; wtém usłyszał, jak pani Van-Dick o ile można najciszéj zamykała okno.
Cisza nastawała w domu, i gdy druga godzina uderzyła, w pokoju Tristana, można było usłyszéć latającą muchę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: anonimowy.