Przejdź do zawartości

Pełna

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Potocki
Tytuł Pełna
Podtytuł Najjaśniejszemu Janowi III i Najjaśniejszéj Maryéj Królestwu Polskiemu.
Pochodzenie Wojna chocimska, poemat w 10 częściach. Merkuryusz nowy. Pełna. Peryody. Wiersze drobne
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1880
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PEŁNA
Najjaśniejszemu Janowi III i Najjaśniejszéj Maryéj Królestwu Polskiemu.
Na dzień obchodu Patronów ich, Jana, którego dnia 24 czerwca, Maryéj, któréj w oktawę prawie dnia 2 lipca w r. p. 1678 kościół katolicki po wszytkim chrześcijańskim świecie nabożnie celebruje święto.
Od najniższego poddanego i sługi
życzliwą prezentowana ręką.


Z pełną czaszą, panie mój! stawię się do waszéj
Królewskiéj mości, sługa, poddany, podczaszy.
Pytasz zkąd-em? z Potoka! — Wątpić o tém szkoda,
Że w téj czaszy nie może nic był tylko woda.
Woda, królu mój! — woda, lecz która się stanie
Oném wyborném winem, w galilejskiém Kanie.
A jest-li to u ciebie jednym bozkim cudem,
Wspomnij, jako wojennym zmordowany trudem
Wodę Kserkses smakował, podczas onéj nuży,
Chociaż była z paskudnéj czerpana kałuży.
Woda do cię — bo wszystkie drogie trunki mijam,
Wodą królu! w dzień twego patrona przypijam,
Droższym nad wszystkie wina i kanary trunkiem,
Bo za kubek jéj niebo dają podarunkiem.

Jeśli te, które sam Bóg mianował, tytuły
Rozwiązywały niemych ust związane stuły,
Kiedy to, co dopiéro tłómaczył przez kreski,
Przemówił podczas staréj synowskiéj obrzeski,
„Jan imię jego będzie“, Zacharyasz święty;
Podobnemi język mój usidlony pęty,
Skoro z niego odejmie twoja łaska wstęgi,
Razem i mówi, razem i pisze to w księgi,
Dzisiaj, kiedy co żywo z uniżonym winszem
I ja cię téż, królu mój! takowym czczę czynszem,
Jędrném dzieł bohaterskich ziarnem aż na wieki
Zasypując w śpichlerzach serc ludzkich sąsieki.

Masz źrzódło, rzekę, morze! Jeśli król jako ty,
Kiedy mu ją z uprzejméj podaje ochoty,
Nie gardzi garścią wody ubogiego kmiotka;
Nic nie wątpię, panie mój! że i mnie toż spotka,
A zwłaszcza gdy nie w garści ale w czaszy złotéj,

Nie wodą, lecz nalanéj życzliwemi woty,
Częstuję: bo gdybym cię tak podło napawał,
Nacóżbyś mi podczastwo z łaski swojéj dawał?
Podło przecież, bo słowa nalewam nie rzeczy:
Lada żebrak za jeden szeląg dobrorzeczy,
Choć mniéj godne twych oczu niosę upominki,
Więcéj mizerna babka włożyła do skrzynki,
Dwa pieniążki, porcyą swéj żywności całéj,
Niż książęta tysiące, które im zbywały.
Uszczknąwszy w tém polu dzieł nieśmiertelnych kwiecie,
Klio, muza historyi, łańcuch ci z nich splecie,
Dzieł, których niepamięcią żaden wiek nie złomi,
Kwiecie, których zapachem żyć mogą Astomi:
Nie łańcuch, wieniec raczéj, który pod szczęśliwem
Rządem twym, złotém kwitnie na wieki ogniwem.
Tym ci, królu! obłoży najjaśniejsze skroni:
Będzie kwitnął niezwiędle, rozkoszą swéj woni
Ambrę przejdzie z balsamem, i pójdą narody
Dla ofiar swoim bogom na twoje ogrody,
Które niezwyciężona dzisiaj ręka sadzi,
A tém późniéj pamięci ołtarze okadzi.
Céż czynić? Od radości z ogniem mieszam wodę!
Jeszcze cię z twym patronem na puszczą zawiodę,
I jego cię skórzanym obwinąwszy pasem
Przyodzieję z wielbłądziéj sierci altembasem.

I to do twéj, królu mój! niech należy chwały,
Że, których dotąd kraje północne nie znały,
Rozmnożyłeś wielbłądy z Turek w ziemi naszéj,
A Murzyn nieznany, lud pospolity straszy.

Wodę pijał, miód leśny tamten jadał święty.
Dałem wody — masz-li co do miodu przychęty?
Wszytkich naturalistów na tém są dowcipy,
Że ani lepszy, ani zdrowszy, jako z lipy,
A zwłaszcza jeżeli go z niwy twego sioła
Weźmie do swojej barci pracowita pszczoła.
Gdy cię miodem częstuję, krzyż mi na myśl padnie,
Na którym Bóg dla ludzi umierał szkaradnie,
Na którym Bóg, jakoby baranek na klocu,
Dał nam jeść w nieśmiertelnym swe ciało owocu.
Jeszcze Chrystus na drzewie, a Jan już na misie,
Kiedy złemu królowi mówi: „nie godzi się!“

Tak mu oraz marszałkiem, oraz był kredencem.
Miód krzyżem, wino znaczą pospolicie wieńcem:
Co dziś w chrześcijańskiego świata widząc rynku,
Myślę, że tu jest i miód i wino na szynku.
Jezus — wieczna krynica, na którego świętéj
Głowie wieniec, on wieniec żałośnie przypięty:
W pół-krzyża różnych liter naznaczony cechą,
Smutną, ach smutną, wisi dla mych grzechów wiechą.
Czemuż z ciernia i głogu, a nie z rozmarynu,
Tak drogiemu, o żydzi! wijecie go winu?
Inaczéjby, za prawdę, nagradzać go trzeba,
Grono od Jozuego do was i Kaleba
Wniesione, pod którém się jako pod antałem
Drzewo gięło: tak je dziś swém obciążył ciałem.
Jezus — cała winnica: z jego prasy bowiem
Wszytek świat chrześcijański posila się zdrowiem.
Tu wina krwie niewinnéj żywe płyną stoki,
Tu woda do chrztu, tu słów zbawiennych potoki,
Tu, pragnąc, bierę z próżnym serca mego dzbanem,
Aż tam tylko Marya sama stoi z Janem.

Do nóg waszych, szafarze tak drogiego trunku!
Upadam, człowiek pełen żółci i piełunku.
Panno, coś dziś drugiego syna rodzicielką,
Choć jedną tego wina zakrop mnie kropelką,
Janie! co Pannę matką, a Boga masz bratem,
Proszę, stojąc pod drzewa krzyżowego światem,
Przyczyń się do tak świętéj za mną podczaszyny,
Niech uprosi u syna swego moje winy;
A codziennie śmiertelnym znużonego bojem
Z jego boku płynącym posila napojem.

Dobra moja, królowo najjaśniejsza! sprawa,
Kiedy po świętym Janie Maryéj oktawa,
Twéj najświętszéj patronki, czystéj Panny, któréj
Nieciężko na wysokie do Helzbiety góry,
Chcąc tego, co nie widział świata ani słońca,
Jeszcze w żywocie przyjąć synowi za gońca.
A ten chociaż przed czasem, na swéj pani przyście
Chce i z matki wyskoczyć do niej oczywiście.

Po cóż się, po co Janie na tę puszczą kwapisz?
Krewnych tylko i smutnych rodziców utrapisz.

Bowiem zaś prędko z głodu, z zimna i niewczasu,
Na ściętą do ciemnego śmierć pójdziesz tarasu
Już za szatańskim córka złéj matki przewodem,
Przed bezbożnym o głowę twą plasze Herodem.

Szczęśliwe nawiedziny i święta godzina,
Którą odtąd na wieki kościół przypomina,
Kędy ledwie słów dźwięku Maryéj dosłyszy,
Gdy Helzbietę pozdrowił, leżąc dotąd w ciszy.
Aż skacze, aż się gwałtem Jan napiera do niéj,
Że Helzbieta, skoro jéj duch święty odsłoni
Sekret niebieski, dotąd nieznany nikomu,
„Zkądże to, że w mym matka Pana mego domu?“
Wasze-ć to dziś imiona: ogniwem tak ścisłem
Wasze serca i chęci złączone z umysłem
W patronach obchodzimy. Tu panie i sługi
Pod krzyżem z rodzicielką dziecięcia raz drugi.
Różnie się Bogu związać te imiona zdało,
Aż je w was na ostatek w jedno złożył ciało.
Jako niegdy Adama z Ewą w raju skléja,
Lecz nasza zdrowszy Ma Raj, niż Ewa Maryja.
Jan Chrzciciel, Jan Apostół, Jan król trzeci w rzędzie,
A żaden bez Maryi na świecie nie będzie.

Więc życzliwych, o panie! aprekacyj strychem,
Nalanym w twych cię imion święto czczę kielichem.
Choć nic okrom papieru nie widzisz z inkaustem,
Racz przyjąć i szczęśliwym proszę spełnić haustem.
Niechajże wam Bóg sprawia dożywotne gody,
Mieniąc w wino wszelakich przeciwności wody;
Niech was poi słodkiemi na tym świecie trunki,
Precz żale oddalając od was, precz frasunki,
Niech folgują królowi: niechaj wam podnóżkiem
Rzuci naród pogański, czego serce wróżkiem,
Niech się boją sąsiedzi, kochają poddani.
To w poczcie, to wam niosę, państwo moje! w dani,
W obu patronów waszych uroczyste święta.
Żywszy potem, ile człek myślą zapamięta,
I w tém chętnej fortuny doznacie faworu,
Bo próżno, kto się rodzi, nikt nie ujdzie moru.
Bóg umierał, królowie, i swe zaległ groby,
Jedna was noc, bez żalu, bez łez, bez choroby,
Na tron posadzi, kędy i świat i śmierć zrzędną

Hardą zdepczecie nogą: kędy wam nie zwiędną,
Nie ze złota, nie z pereł, dopiéroż nie z zioła,
Zdobiąc dostojne skronie i królewskie czoła,
Godziny, dni i lata, wieki nieprzeżyte,
Z wyboru gwiazd, cnót waszych korony uwite.
Ztamtąd patrzéć będzie na swych synów syny
I który od nich pójdzie rodzaj coraz iny.
Skoro ziemskie położą berła, królmi w niebie
Będziecie ich sadzali rzędem wedle siebie.
Cóż Jakób? — żywa z oczu rodzicielskich cnota!
A ty, o Boże! nasze racz podpisać wota,
Które swemu królestwu niewzruszoną wiarą
Najniższy sługa pełną kredencuje czarą.

(Ojczyste Spominki, tom I, 209—218).







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Potocki.