Przejdź do zawartości

Kotka śmieciarka/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Thompson Seton
Tytuł Kotka śmieciarka
Pochodzenie Zajmujące czytanki przyrodnicze Nr 5
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Arct-Golczewska
Ilustrator Ernest Thompson Seton
Tytuł orygin. The Slum Cat
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
Drugie życie Mizi.

Jap Male, jak już wiemy, był handlarzem kanarków i innych ptaków śpiewających. Naturalnie nie on jeden w New-Jorku zajmował się tem, dlatego też niezawsze mu się powodziło i często bywał w kłopotach. Wierny jego służący, murzyn Sam, nie opuszczał go nigdy, bo pan jego dzielił się z nim wszystkiem, co miał. Chcąc się utrzymać, musiał jednak szukać jeszcze innego zarobku, przedewszystkiem więc kupował gazetę, w której była duża rubryka „zgubiono i znaleziono“ i czytał ją bardzo uważnie. Potem zajmował się odszukaniem zaginionych przedmiotów, a że często mu się to udawało, dostawał nagrody i miał z tego jaki taki zarobek.
Pan Sama bywał bardzo pomysłowy i teraz, zatrzymując u siebie Mizię, miał już wymyślony plan co z nią zrobi, przeczytał bowiem w gazecie artykuł p. t. Hodowla zwierząt domowych“ i jednocześnie dowiedział się, że w New-Jorku za miesiąc będzie urządzona wystawa „kotów i innych zwierząt domowych“ i natychmiast przyszła mu pewna szczególna myśl do głowy.
W artykule o hodowli zwierząt przeczytał, że w celu otrzymania pięknej skóry i gładkiego futra należy zwierzę karmić tłustemi potrawami i trzymać w zimnie.
— A żeby to tak wyhodować uwięzioną kotkę — pomyślał i zabrał się do roboty.
Przedewszystkiem posmarował Mizię jakąś maścią, która wygubiła wszystkie pasorzyty, jakie gościły w jej gęstem futerku, a potem wymył ją mydłem i ciepłą wodą, pomimo że opierała się wszelkiemi siłami, pazurami, zębami i przeraźliwem miauczeniem. Położono ją następnie przy ciepłym piecu i tutaj wkrótce uspokoiła swą złość i rozpacz, zaczęła oblizywać się starannie i cała lśniąca zasnęła spokojnie. Odtąd nastały dziwne dni dla biednej Mizi: wystawiono ją w klatce na podwórze, osłoniwszy od wiatru i deszczu, i karmiono ciągle głowami rybiemi i plackami na oliwie.
Już po tygodniu niktby nie poznał tej biednej Mizi śmieciarki. Pulchniutka, syta, z miną zadowoloną, siedziała w swej klatce, a futerko jej miękkie jak jedwab błyszczało w słońcu wspaniale. Czarne kropki na popielatem tle nadawały jej wygląd niezwyczajny.
Jap Male był niezmiernie zadowolony ze swego doświadczenia i zaczął marzyć o sławie.
— Słuchaj, Sam — rzekł pewnego dnia zimowego do swego murzyna — nasza kotka nadaje się zupełnie na wystawę.
— Tak, panie, wystawmy ją — potwierdził murzyn.
— Musimy ją tylko nazwać wspaniale, żeby zwróciła uwagę publiczności. Myślę, że dobrzeby było nazwać „Jego królewska mość Bil“.
— Kiedy to kotka — zauważył murzyn.
— Prawda — rzekł Jap. — A powiedz mi, Sam, jak się nazywa miejscowość, w której się urodziłeś?
— Wyspa Analostan — odrzekł murzyn z dumą — tam ujrzałem światło dzienne.
— Pysznie, nazwiemy ją „Jej królewska mość Analostan“. Należałoby tylko wypisać, jak nazywali się jej rodzice i skąd pochodzi, ale to się zaraz zrobi.
I Jap Male pracował parę dni nad wypisaniem całego rodowodu królowej Analostan — podczas gdy Mizia wciąż zajadała główki rybie i lizała swe śliczne futerko, o niczem poza tem nie wiedząc.
Murzyn musiał się umyć starannie, ogolić i ostrzyc, a potem, ubrawszy się wspaniale, wdział pożyczony cylinder na głowę, zabrał klatkę z Mizią i pojechał z nią na plac wystawy. Tutaj przedstawił swój skarb — z dumą i powagą — i pozostał na wystawie.
W dniu otwarcia Jap wybrał się jako wystawca z kartą wolnego wstępu. Przedewszystkiem uderzyła go ogromna ilość powozów i karet, stojących przed wystawą — wychodzili z niej panie i panowie postrojeni świątecznie. Jap wyglądał przy nich jak żebrak — nie stracił jednak humoru, i pomimo że odźwierny spojrzał na niego wzrokiem nieufnym, szedł prosto przed siebie. Znalazł się wreszcie w wielkiej sali, pełnej klatek z kotami. Z bijącem sercem przyglądał się różnym kotom, ozdobionym czerwonemi lub niebieskiemi odznakami i nie śmiał pytać nikogo o królowę Analostan, obawiając się strasznego zawodu.
A nuż poznano tę kotkę śmieciarkę, a nuż odtrącili ją sędziowie, nuż jej niema wcale na wystawie!
Szedł jednak dalej, minął wiele sal, ale swej kotki nigdzie nie widział. Mimo to przyglądał się z zajęciem wspaniałym okazom zwierząt i czytał nazwy ich właścicieli, bo przecież dobrze jest czasem wiedzieć i o tem. O swej kotce przestał narazie myśleć. Wszedł wreszcie w sam środek wystawy, gdzie znajdowały się najdroższe i najwspanialsze okazy.
Tłumy ludzi kierowały się w tę stronę. U wejścia stało dwóch policjantów i pilnowało porządku. Przyszła kolej i na Japa. Zanim mógł się przecisnąć wśród zgromadzonej eleganckiej publiczności, dochodziły jego uszu wykrzykniki.
— Ach, cóż za piękność! Co za szlachetność! — zachwycały się jakieś panie.
— Ciekawa rzecz, gdzie się to stworzenie wychowywało? — zauważył wysoki jegomość.
— Jakżebym była szczęśliwa, gdyby to było moje! — wykrzyknęła dama w wielkim kapeluszu z piór.
— Co za spojrzenie, iście królewskie, co za wspaniałe futro — słychać było dalej.
— Ależ jej rodowód sięga aż do Faraona — ho, ho, ho — to doprawdy okaz!
— Przepraszam szanownych państwa — rzekł nagle dyrektor wystawy — proszę odsunąć się troszeczkę, bo właśnie fotograf z pisma sportowego będzie uwieczniał „perłę“ naszej wystawy — przepraszam — proszę odstąpić!
— Panie dyrektorze — odezwała się dama w wielkim kapeluszu — czyż doprawdy to piękne stworzenie nie jest do sprzedania?
— Nie wiem, proszę pani — odrzekł. — Słyszałem, że jest to bardzo bogaty pan i niełatwo do niego przystąpić — popróbuję jednak, łaskawa pani, popróbuję. Rządca jego domu powiedział mi, że ledwie dał się namówić na wystawienie swego skarbu. Proszę z drogi — kończył, zwróciwszy się groźnie ku Japowi, starającemu się przedostać do klatki „perły“ wystawy.
Jap był już tak blisko, że mógł przeczytać ogłoszenie wywieszone obok klatki — samego zwierzęcia jednak nie dojrzał jeszcze, bo zasłaniał je dyrektor i aparat fotograficzny.
Czytał więc z zapartym oddechem, co było napisane na papierze, ozdobionym niebieską wstęgą: „Niebieska wstęga i złoty medal wielkiego amerykańskiego towarzystwa wystawców kotów i innych podwórzowych zwierząt przyznane zostały Jej królewskiej mości Analostan, kotce czystej rasy, wystawionej przez pana J. Male, znanego hodowcę zwierząt“ (Nie do sprzedania).
Jap nie wierzył swym oczom. Przed nim stała złota klatka, pilnowana przez czterech policjantów, a w niej na aksamitnej poduszce leżała Mizia śmieciarka w swem pięknem futerku szarem w czarne kropki — leżała spokojnie, a mieniące swe oczy przymrużała do snu, jakby ją znudziła i zmęczyła cisnąca się publiczność, jakby obojętna była na wszystkie pochwały i zachwyty — Jej królewska mość Analostan.

...leżała na aksamitnej poduszce Jej królewska mość Analostan.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Thompson Seton i tłumacza: Maria Arct-Golczewska.