Przejdź do zawartości

Kotka śmieciarka/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Thompson Seton
Tytuł Kotka śmieciarka
Pochodzenie Zajmujące czytanki przyrodnicze Nr 5
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Arct-Golczewska
Ilustrator Ernest Thompson Seton
Tytuł orygin. The Slum Cat
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Minął sierpień i nastały już krótkie dni wrześniowe, gdy w starej rodzinnej skrzyni dało się słyszeć wielkie poruszenie, połączone z rozmaitemi dźwiękami. Co tam być mogło? Och, gdyby teraz przyszedł żółty przyjaciel Mizi, byłby równie dumny jak i ona, bo oto pięcioro maleńkich kociąt tuliło się do niej, a ona, zwinięta w kłębek, ogrzewała je własnem ciałem, pomrukując ze szczęścia i dumy — to znów lizała maleńkie ciałka swych dzieci i pieściła je z czułością i uczuciem dotąd zupełnie jej nieznanem.
Od tej chwili napełniło się jej życie radością, ale zarazem i troską — bo przecież chcąc wyżywić swem mlekiem aż pięcioro istotek, trzeba było samej mieć dość pożywienia, a wiemy jak jej to nieraz ciężko przychodziło. Ale uczucie macierzyńskie dodawało jej siły i coraz nowych pomysłów, tak że szczęśliwie dokarmiła swą gromadkę do siódmego tygodnia. Wtedy zaczęły małe łazić i skakać po skrzyni, ale wymagały jeszcze więcej jedzenia.
Biedna a zarazem szczęśliwa kotka robiła wszelkie wysiłki w zdobyciu jadalnych kąsków, bo jej, jak zwykle w życiu bywa — szczęście przybywało kroplami, a kłopoty i trudy całą falą...

Bywały znowu dni głodu — a przytem straszne spotkania z psami i kamieniami, któremi częstował ją Jap Male. Pewnego dnia jednak spotkało ją wielkie szczęście: rankiem, szperając po schodach, napotkała odkryty dzbanek z mlekiem, którem uraczyła się za wszystkie czasy; potem udało jej się odbić kawałek mięsa jednemu ze stałych stołowników kulawego Piotra, a zaraz potem znalazła głowę ryby. Wracała więc zadowolona i syta do dzieci, gdy wtem na swem podwórzu ujrzała jakieś dziwne zwierzątko. Wnet obudziła się w niej żyłka myśliwska, przypomniała sobie, jak niegdyś łapała myszy i cichutko podeszła ztyłu. Myślała zapewne, że to jest taka wielka mysz z długiemi uszami i krótkim ogonem. Ostrożnie, cichutko znalazła się tuż za zwierzątkiem, które naturalnie, nie przeczuwając nic złego, siedziało sobie spokojnie i swemi wielkiemi oczami spoglądało na świat. Nie próbowało nawet uciekać. Mizia wielce zdziwiona skoczyła nagle i złapała królika za kark. Była jednak tak syta, że nie próbowała nawet ugryźć nowej zdobyczy, lecz poniosła ją wprost do skrzyni i rzuciła dzieciom.
Kociątka nie zwróciły na zwierzątko wcale uwagi, lecz ujrzawszy matkę, rzuciły się ku niej i przypięły mocno pyszczkami do jej wezbranych piersi.
Króliczek, niewiele namyślając się, położył się także przy niej i prosił o swą część. Kotka patrzała na to zdumiona. Złapała przecież to zwierzątko dla pożarcia, ale syty jej żołądek uratował je od śmierci; teraz na widok tulącego się do niej malca ogarnęło ją uczucie macierzyńskie. Losy królika były zapewnione — wychowywał się razem z kotkami, traktowany przez ich mateczkę zupełnie narówni.
Upłynęły znowu dwa tygodnie — kociątka porosły i nabrały siły, tak że wyłaziły same ze skrzyni i wałęsały się pomiędzy śmietniskami. Królik zaś nie mógł się wydostać ze swego przypadkowego mieszkania i pozostawał w niem ciągle.
Pewnego ranka, gdy matka Mizia poszła szukać pożywienia, kociątka powędrowały, jak zwykle, na podwórze i zalazły pod sklep ptasznika. Zobaczył je Jap Male i kazał murzynowi swemu wszystkie wystrzelać.
Po chwili już nie było ani jednego kociątka. Wtem murzyn spostrzegł starą kotkę, niosącą coś w pyszczku i kierującą się ku skrzyni. Już, już miał i ją zastrzelić, gdy zastanowił się:
— Kotka, łapiąca szczury, zasługiwała na to, aby jej życie darować.
Wprawdzie był to pierwszy szczur, jakiego złapała Mizia, ale ten szczęśliwie uratował jej życie.
Murzyn śledził ruchy kotki, która właśnie przybiegła do skrzyni — tutaj wrzuciła szczura i miękkim głosem zaczęła nawoływać swe małe. Zdziwiła się bardzo, że na jej wołanie nie przyszły i że królik nie chciał nawet patrzeć na szczura. Położyła się więc, a przybrane jej dziecko wzięło się do ssania; matka jednak ciągle spoglądała z niepokojem wokoło i nadstawiała uszu, nawołując wciąż swe małe skarby. Tymczasem murzyn podszedł cichutko ku skrzyni i spojrzawszy w nią, zdumiał na niespodziewany widok: kotka leżała wyciągnięta, przy niej ssący królik, a obok martwy szczur.

Mizia nadstawiła uszu.
Murzyn znikł, a po chwili wrócił z deską w ręku, położył ją na skrzyni i zaniósł całą, i ze wszystkiem co tam było, żywem i martwem do składu ptaków.
Jap Male patrzał na to zdziwiony, a jeszcze się bardziej zdziwił, gdy zobaczył swego zaginionego królika.
— To ta kotka ukradła nam króla — rzekł murzyn — i zaniosła go swym dzieciom do zabawy!
Mizię z królikiem przeniesiono ostrożnie do wielkiej klatki i postawiono w sklepie, gdzie pokazywano szczęśliwą rodzinę wszystkim zwiedzającym. Po kilku dniach jednak królątko zachorowało i umarło, a Mizię pozostawiono nadal w klatce.
Nasza Mizia, wychowana na swobodzie, nie czuła się dobrze w żelaznej zakratowanej klatce. Miała wprawdzie dużo jedzenia i wygody, ale brakowało jej powietrza i ruchu, do którego była przyzwyczajona od pierwszych dni życia. Może być, że myślała chwilami: „swoboda albo śmierć“, ale swoją drogą jadła z apetytem wszystko, co jej dawano i przez kilka dni tak się lizała i myła, że cała jej piękność wyszła najaw i Jap Male postanowił zatrzymać ją u siebie na zawsze.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Thompson Seton i tłumacza: Maria Arct-Golczewska.