Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzenia na świat, kochana od pierwszego wyciągnięcia ramion, ten ogromny upust przywiązania, ta istota jedyna, matka, droższa sercu nad świat cały — i zniknęła. Jeszcze tylko kilka godzin może patrzeć na jej twarz, tę twarz nieruchomą i bez wyrazu; a później nic, nic, prócz wspomnienia.
Padła na kolana w przystępie rozpaczy straszliwej i kurczowo zacisnąwszy ręce na pościeli, ustami wpijając się w łóżko, głosem rozdzierającym, tłumionym przez pościel, krzyczała:
— Och! mamo, mamo, moja biedna mamo!
Po chwili czując, że czepia się jej obłęd, jak w ową noc ucieczki wśród śniegu, zerwała się i pobiegła do okna, by otrzeźwieć, zaczerpnąć powietrza świeżego, innego niż to, wydobywające się z pościeli zmarłej.
Skoszone trawniki, drzewa, wydma, morze w głębi, wypoczywały w ciszy spokojnej, uśpione w czarownej jaśni księżyca. Trochę tego ukojenia wniknęło w duszę Janiny i zwolna łzy zaczęły jej spływać po twarzy.
Znów wróciła do łóżka, usiadła, i ujęła jedną rękę matki, jak gdyby czuwała nad chorą.
Zwabiony światłem świec, owad jakiś wpadł do pokoju. Tłukł o ściany jak piłka, przelatując z jednego kąta w drugi. Janina wyrwana z kręgu swych myśli jego bzdykaniem, pod-