Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tem gorzej; to pana nie obchodzi! — tonem tak dobitnym i twardym, ze słowa jej wyraźnie dźwięczały skroś pola, jak gdyby zawieszone w powietrzu.
Koń stawał dęba, wierzgał, pienił się. Nagle hrabia, zaniepokojony, całą siłą swych potężnych płuc krzyknął:
— Gilberto, uważaj-że!
Wtedy ona jakby na przekór, w przystępie rozdrażnienia kobiecego, na które niema środka, szpicrutą brutalnie uderzyła konia między uszy, a klacz rozwścieczona stanęła dęba, poczem skokiem potężnym rzuciła się naprzód, w największym pędzie mknąc równiną.
Galopem przebiegła łąkę, rzuciła się na pola uprawne, uderzeniem kopyt unosząc, niby kurz, ziemię wilgotną, tłustą, mknąc z taką szybkością, że z trudnością można było rozróżnić wierzchowca i amazonkę.
Julian osłupiały przystanął, wołając rozpaczliwie:
— Pani hrabino, pani hrabino!
Hrabia wydał rodzaj pomruku i pochyliwszy się nad karkiem swego ciężkiego konia, rzucił go naprzód pchnięciem całego swego korpusu; a kierował nim tak zręcznie, podniecając, drażniąc, przynaglając głosem, ruchem, ostrogą, że ogromny jeździec zdawał się nieść ciężkie zwie-